Od samego początku plan był jeden – to miał być wyjazd „low cost”. Wyciągając lekcję z wcześniejszej wycieczki do Egiptu z biurem podróży, która łącznie z wszystkimi wycieczkami fakultatywnymi okazała się mega droga + ograniczała swobodę, postanowiliśmy kolejne wyjazdy organizować w miarę możliwości samodzielnie. Pierwszą okazją było właśnie Maroko, na którego podbój wyruszyliśmy tylko z plecakami. To był nasz drugi wyjazd do Afryki w tym roku, przy czym wrażenie ogólnej biedy i brudu było bardzo zbliżone… cóż chyba taka specyfika krajów arabskich.
Zaczęło się od okazji. Tegoroczny weekend majowy pozwalał na zorganizowanie 11-dniowego wolnego wykorzystując zaledwie 5 dni urlopu w pracy 🙂 Taką okazję trzeba było wykorzystać na ciekawą wycieczkę, więc jak tylko natrafiliśmy na promocję biletów do Agadiru nie zawahaliśmy się ani chwili (ok. 225 zł w jedną stronę). Naszym głównym celem był Marrakesz, Sahara oraz Atlas, ale chcieliśmy też zaliczyć plaże nad oceanem 🙂 Jedynym minusem biletów był fakt, iż samolot leciał z Berlina. Konieczny był zatem dojazd na lotnisko oraz długi postój auta na parkingu przy Schönefeld (10 dni, ok. 55 EUR).
Jeśli chodzi o transport to po raz pierwszy skorzystałem z serwisu wspólnych przejazdów carpooling.pl – początkowo moje podejście było dosyć nieufne, ale nie żałowałem decyzji. Dodałem przejazd tam i z powrotem, a z oferty w jedną stronę skorzystały 3 młode osoby. Nie było żadnych problemów a przejazd do Berlina praktycznie mi się dzięki temu zwrócił. Drugą mega oszczędnością było zakwaterowanie. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się z żoną na nocleg w hostelu, korzystając z serwisu Hostelbookers. W końcu to miał być wyjazd „po kosztach”, więc mając do wyboru nocleg w hotelu za 50 zł/os/noc lub w 4-osobowym pokoju w hostelu za niecałe 15 zł decyzja była oczywista. Ceny na miejscu były bardzo przystępne: sok 4 dh, obiad 50-70 dh/2 os (jadaliśmy głównie na straganach na głównym placu – warto spróbować m.in. kuskus, tadżiny, zupę harira, baraninę, dobre były też wbrew pozorom ślimaki 🙂 za jedyne 5 dh), duża woda 6-7 dh, ale z drugiej strony wcale nie aż takie niskie.
Marrakech
Po wylądowaniu w Agadirze plan był taki, aby jak najszybciej dostać się do Marrakeszu. Na szczęście komunikacja autobusowa i pociągowa jest w Maroku dosyć dobrze rozwinięta. Lotnisko jest położone aż 20 km od miasta i najprostszy dojazd to taxi, która kosztuje regulowane prawnie 200 dirhamów (11 MAD = 1 EUR, ale dla uproszczenie wystarczy wszystkie tamtejsze ceny podzielić przez 10 i mamy cenę w znanych euro). Ale to przecież wyjazd „low cost”, tak więc postanowiliśmy złapać stopa. Udało się praktycznie od razu, a kierowca okazał się bardzo miły (do dzisiaj utrzymujemy kontakt), nie dość że zawiózł nas na dworzec to jeszcze pomógł w zakupie biletów i postawił sok 🙂
Do Marrakeszu docieramy po 4-godzinnej jeździe autobusem (65 dh), następnie taksówką docieramy do centrum, czyli słynny rynek Jamaa el-Fna (Dżemaa el-Fna), najtłoczniejszy i najciekawszy punkt miasta. Ponoć na tym właśnie placu odbywały się kiedyś targi niewolników i egzekucje, stąd pochodzi jego nazwa oznaczająca „zgromadzenie umarłych”. Pierwszy widok to prawdziwy szok. Mnóstwo ludzi, gwar, pokazy tancerzy (w dzień zaklinacze węży, treserzy małp, berberyjscy opowiadacze legend), egzotyczna muzyka i orientalne zapachy, specyficzny klimat nie do opisania, to naprawdę wyjątkowe miejsce. No i rozkładane codziennie stragany restauracyjne z lokalnymi daniami – to tu stołowaliśmy się niemal codziennie próbując regionalnych przysmaków.
Było już po północy, więc od razu przystąpiliśmy do szukania hostelu. Nie było jednak łatwo z racji krętych uliczek mesyny, przypominających sieć labiryntu. Wskazówki z hostelbookers były powiedzmy dyplomatycznie – trochę niezbyt dokładne. W odnalezieniu naszej riady pomógł nam mały chłopczyk, który rzecz jasna nie zrobił tego za darmo… Nie był zresztą jedyny jak się później okazało, na każdym kroku trzeba było za coś płacić lub ktoś chciał coś sprzedać :/ Mieliśmy też „przygodę” z pierwszym noclegiem – z racji braku miejsc w hostelu (pomimo tego że mieliśmy rezerwację!) musieliśmy spać na dachu pod gołym niebem… z samego rana obudził nas „ryk” modlitwy z meczetu 🙂 Na zadośćuczynienie dostaliśmy rabat, także suma sumarum nocleg wyszedł nas ok. 12 zł za dobę.
Pogoda była nieciekawa, ale od rana zaczęliśmy zwiedzanie Marrakechu, Perły Południa, dawnej stolicy Maroka, leżącej na najważniejszym szlaku karawan zza Atlasu i Sahary. Ale najpierw sok z pomarańczy na placu Djemaa el-Fna, jak się później okazało był to stały punkt dnia (należy zwracać uwagę aby był świeżo wyciskany – czasami oszukują dodając wody, lub lodu – a wiadomo, lokalnej wody z kranu lepiej unikać 🙂 ).
Zwiedzamy: islamski meczet Kutubijja z ogrodami, pałac El-Bahia, Grobowce Saadytów, medresa Ben Youssef (szkoła koraniczna), garbarnie (tradycyjne wytwórnie skór, gdzie do ich zmiękczania i ujędrniania używa się krowiego moczu i gołębich odchodów – źródła naturalnego amoniaku, przed wejściem otrzymujemy liście mięty aby jakoś wytrzymać ten smród a na koniec odwiedzamy sklep z bamboszami). Przechadzamy się labiryntem uliczek z licznymi straganami i warsztatami rzemieślniczymi. W otaczających plac sukach (arabskie bazary), można znaleźć prawie wszystko, oczywiście wszystko wytwarzane „ręcznie”, można się zatracić, potargować się a nawet dobrze zjeść. Kolorowe dywany, przyprawy (w tym szafran – najdroższa przyprawa świata), lekarstwa czy bambosze oraz krzyczący handlarze tworzą wyjątkowy klimat. Tu snując się spędziliśmy naprawdę dużo czasu, bez pośpiechu…
W kolejnych dniach odwiedziliśmy wiele miejskich parków, w tym najpiękniejsze moim zdaniem – ogrody Majorelle (zadbane, mnóstwo bambusów i kaktusów) oraz Menara z widokiem na góry Atlasu. Stara część miasta, tzw. medyna, jest otoczona murami z kilkoma dobrze okazałymi bramami. Budowle mają specyficzny kolor czerwonej gliny. Poboczne drogi, na które czasami schodziliśmy wędrując pomiędzy najważniejszymi punktami pokazywały skrajną biedę i ubóstwo tamtejszych ludzi. Z drugiej strony odwiedziliśmy również Nowe Miasto (Ville Nouvelle) z modnymi sklepami i oddziałami banków, gdzie niemało radości przyniósł nam obiad w McDonaldzie 🙂
Ciekawostka – widzieliśmy tu mnóstwo bocianów, czyli już wiadomo gdzie latają na zimę jak się mówi, że „poleciały do ciepłych krajów” 🙂
Wycieczka na Saharę w Maroko
Chcąc zobaczyć jak najwięcej zdecydowaliśmy się na zakup wycieczki na Saharę, organizowanej przez lokalne biuro Sahara Expedition. Stargowaliśmy cenę do 850 dh, co wciąż było dosyć sporo (prawie 80 EUR za osobę), ale naprawdę było warto. To była w końcu 3-dniowa wycieczka, w ramach której zobaczyliśmy mnóstwo miejsc, przejechaliśmy grubo ponad 1200 km, mieliśmy zagwarantowane śniadania i kolacje oraz dwa noclegi. Wyjazd rozpoczął się od przeprawy przez góry Atlasu Wysokiego malowniczą przełęczą Tizi-n-Tischka (2260 m n.p.m.). Następnie zwiedziliśmy słynny ksar Ait Ben Haddou (otoczona palmowymi oazami osada wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, gdzie kręcono m.in. film Gladiator czy sceny do serialu Gra o tron), Ourzazate (siedziba studiów filmowych), wąwozy Dades i Todra (300 m klify), drogę tysiąca kazb i oaz palmowych, dolinę róż (Valley of Roses). Widzieliśmy uprawy rolne w dolinach rzek, wytwórnie dywanów a na końcu udaliśmy się do miejscowości Erfoud i celu podróży – Merzougi. To tutaj znajduje się piaszczysty fragment Sahary (pomarańczowy kolor wydm wyróżniał się spośród żwirowych pustkowi), pustynia Erg Chebbi, którą przemierzamy na wielbłądach z nomadami, a następnie nocujemy na niej pod namiotami. Oglądamy tam zachód i wschód słońca, wieczorem berberowie urządzają nam posiłek (tadżin oraz miętową herbatkę – berber whisky) z ogniskiem i muzyką oraz zabierają na pustynię abyśmy mogli podziwiać niewiarygodnie gwieździste niebo (niezapomniany widok, miliony migoczących gwiazd i absolutna cisza). Amplituda temperatur była naprawdę duża – w dzień ponad 30 stopni a w nocy okolic 5. Podczas praktycznie całej wycieczki na horyzoncie widniały wciąż ośnieżone szczyty pasma Atlasu. Lokalne biura oferują również możliwość wycieczki do Zagory i tamtejszych wydm Erg Chigaga.
Atlas Wysoki
Górujące nad Marakaszem pasmo szczytów Atlasu Wysokiego to nasz kolejny cel podróży. Konkretnie park narodowy i schronisko pod najwyższym szczytem północnej Afryki – Jebel Toubkal (4167 m n.p.m.). Ten ogromny masyw górski oddziela centralną część Maroka od Sahary, a rozciąga się od Atlantyku po Tunezję. Na miejsce docieramy taksówką, którą udało nam się znegocjować do 300 dh w dwie strony (cena wyjściowa 500 dh). Warto skorzystać z rad typu – zacznij negocjacje od 1/3 do połowy wyjściowej ceny, odejdź po pewnym czasie i powinno się udać.
Ze względu na konieczność aklimatyzacji zrezygnowaliśmy z atakowania szczytu (tu potrzeba było: przynajmniej dwa dni – inaczej nudności i zawroty głowy, więcej umiejętności wspinaczkowych oraz sprzętu takiego jak: raki i czekany), poprzestając na i tak satysfakcjonującym 4,5-godzinnym trekkingu do schroniska na wysokości 3200 m n.p.m. Stamtąd na szczyt została jeszcze 2 km droga, jednak dużo trudniejsza – trzeba na niej pokonać 1 km przewyższenia. Trasa wiodąca od wioski Imlil (ok. 65 km od Marrakeszu, oprócz taxi możliwość dojazdu autobusem z przesiadką w Asni) do schroniska ma około 25 km, jednak nie jest zbyt trudna technicznie i każdy z dobrą kondycją fizyczną powinien dać radę. Na początku droga prowadzi przez piękną dolinę (widoki ponoć zbliżone do tych z Himalajów), a później przechodzi w krajobraz typowo wysokogórski – surowy, uboga roślinność, kamieniste zbocza. Na trasie mijamy licznych tragarzy z mułami i końmi do pomocy, kozy, a im wyżej szczytu tym liczniejsze płaty śniegu. Pomimo tego, że temperatura z każdym pokonanym kilometrem spadała, nie wolno było zapomnieć o piciu wody. Należy też uważać na zmienną pogodę, na wiosnę często zbierają się tu ogromne chmury deszczowe.
Essaouira
Na wycieczkę do Essaouiry zdecydowaliśmy się na ostatnią chwilę, po rozmowach z innymi turystami. Zwiedzili oni zdecydowanie więcej miejsc, podróżując pociągami (Meknez, Fez, Casablanca, Rabat) i bardzo polecali to miejsce. Na miejsce docieramy autobusem CTM (koszt 65 dh/os). Po drodze szokujący widok kóz na drzewach – widocznie tylko tam mogły znaleźć coś do jedzenie na tym pustkowiu 🙂 Essaouira okazuje się naprawdę pięknym warownym miastem portowym z charakterystycznymi bielonymi domami oraz niebieskimi drzwiami i oknami. Ciągnące się wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego fortyfikacje miejskie wraz z armatami robią niezłe wrażenie – miasto było kiedyś atakowane przez piratów! Na koniec jemy pyszny obiad z owoców morza, świeżo złowionych z oceanu, a później zażywamy kąpieli i plażingu 🙂
Agadir
To już ostatni przystanek naszej podróży. Niby największy i najpopularniejszy kurort nadmorski w Maroku, ale jak dla mnie wielkie nic – zupełny brak klimatu. Na szczęście jest 6-kilometrowa plaża, gdzie spędzamy ostatnie godziny w Afryce i małe ZOO (Dolina Ptaków, Vallee des Oiseaux). Następnie taksówka na lotnisko, lot do Berlina i autem do domu, gdzie pierwsze co zrobiłem to ucałowałem moją podłogę 🙂 W końcu czysto, „nieprzeczyszczająca” woda w kranie i nie trzeba myć zębów z wodą z butelki, miękkie i wygodne łóżko, cisza i spokój…
Fotorelacja z całej wycieczki „Wycieczka z plecakiem do Maroka” – LINK
Cześć Łukasz!
Trafiłam na Twojego bloga poszukując informacji praktycznych o Maroku, do którego wybieram się z mężem już za 1,5 m-ca. Będziemy w Marrakeszu, Essaoirze i też zamierzamy wybrać się na zorganizowaną 3 dniową wycieczkę na pustynię, w związku z tym mam parę pytań.
1. Czy wycieczkę trzeba rezerwować z wyprzedzeniem, czy po prostu idziemy do biura i tam czynimy wszystkie ustalenia oraz targujemy cenę? (Słyszałam, że nie warto rezerwować przez internet, bo jest drożej)
2. Jakie ubrania ze sobą zabrać, skoro różnica temperatur jest duża, a my będziemy mieć tylko bagaż podręczny? W ogóle w tym miejscu zastanaiwam się, jak to zrobić, czy rzeczy zostawić w Marrakeszu w jakiejś skrytce na dworcu, czy brać cały dobytek ze sobą – plecak turystyczny 40-litrowy..
3. Jakim aparatem Wy robiliście zdjęcia – nie mam dobrego sprzętu ani umiejętności, ale może warto byłoby się doszkolić, żeby mieć piękne zdjęcia – szczególnie zależy mi na fotach z pustyni.
Z góry dzieki za odpowiedź, pozdrawiam i życzę wielu kolejnych ekscytujących wypraw!
Cześć!
Ad.1) Kupujcie na miejscu, nie ma problemu z miejscami, wystarczy dzień przed, a bezpiecznie 2-3 dni przed
Ad.2) Najlepiej mieć ubrania na bardzo ciepłą pogodę i zimne wieczory (kurtka, długie spodnie), lepiej mieć plecak przy sobie – ewentualnie zostawiać go pod kluczem w pokoju
Ad.3) Wtedy miałem Nikona d5200 + 18-105 mm a teraz Canona 80D + 15-85 mm – oba robią super zdjęcia:) Ważny jest bardziej pomysł, eksperymentowanie czy doświadczenie niż sprzęt:)
Dziękuję i pozdrawiam:)
Cześć Łukasz, wybieram się za kilka dni do Marakeszu, jak zwykle nie zawiodłam się na Twojej relacji 🙂 Pozdrawiam