Mimo trudnego roku pod dyktandem pandemii, odwołanych wielu planowanych wyjazdów, udało mi się w październiku 2020 roku odwiedzić Tanzanię. Co prawda nie jest to sezon na oglądanie cudu świata natury, Wielkiej Migracji zwierząt z Tanzanii do Kenii i z powrotem (styczeń-luty oraz czerwiec-lipiec, między PN Serengeti i Masai Mara), ale za to jest to dobry czas na zdobycie „dachu Afryki”, czyli szczytu Kilimandżaro (tuż przed krótką porą deszczową). A był to główny cel naszego wyjazdu. Zaczęliśmy od safari w Parku Narodowym Tarangire, później był 6-dniowy trekking na Kili, a wyprawę zakończyliśmy na plażach nad Oceanem Indyjskim z wizytą na Zanzibarze! Wyjazd był organizowany w ramach klubu podróżników Soliści, a ja byłem liderem grupy, zdecydowanie polecam taką formułę.
Nazwa Tanzania podchodzi od połączenia pierwszych liter dawnych kolonii brytyjskich: lądowej TANganiki (do I wojny światowej niemieckiej) oraz ZANzibaru, który jednak posiada sporą autonomię. Stolicą jest Dodoma, a do 1981 r. było nią Dar es Salaam. Większość kraju zajmuje Wyżyna Wschodnioafrykańska (wys. 900-1500 m n.p.m.), przedzielona Wielkim Rowem Wschodnich oraz trzy wielkie jeziora: Wiktoria (drugie największe jezioro świata, z którego swój bieg zaczyna najdłuższa rzeka świata – Nil), Tanganika i Malawi. Blisko 40% powierzchni kraju, 3 razy większego od Polski, zajmują tereny chronione i parki narodowe. Tanzania ma największe skupisko dzikich zwierząt na km2 – ponad 4 miliony dzikich zwierząt i setki gatunków! Jeśli chcecie zobaczyć prawdziwą Afrykę to Tanzania jest idealnym miejscem o niesamowitej różnorodności przyrody, kultury i krajobrazów.
Mapa „Tanzania – Safari, Kilimandżaro i Zanzibar”
Dzień 1) Przelot do Tanzanii i transfer do Arushy
Wylatujemy wcześnie rano z Warszawy z wygodną=krótką przesiadką w Amsterdamie. Na lotnisku Kilimanjaro lądujemy o 20:15, gdzie mamy zorganizowany transport do hotelu w Arushy. Wcześniej na lotnisku kupujemy wizę (50 USD), wymieniamy dolary na szylingi tanzańskie (1000 TSH ~ 1,7 PLN) i kupujemy kartę SIM (właściwie taki był plan, niestety stoisko przed terminalem było zamknięte i nabyłem kartę po safari w centrum Arushy).
Co warto wspomnieć, Tanzania została ogłoszona przez swojego prezydenta krajem „coronavirus free”. Covid został uznany za kolejną chorobę i tyle, a testy od maja nie są realizowane. Po przylocie mieliśmy badaną temperaturę, później przed wejściem na prom na Zanzibar i znowu na lotnisku wylotowym w Dar es Salaam. Na lotniskach i w samolocie musieliśmy nosić maseczki. Poza tym przez cały wyjazd funkcjonowaliśmy, jak wszyscy w Tanzanii, bez maseczek. To było jak „cofnięcie w czasie” do czasu sprzed pandemii, wspaniałe uczucie, dzięki któremu zapomnieliśmy o problemie, aż do powrotu do domu…
Dzień 2-3) Safari w PN Tarangire
Rano po śniadaniu wyjeżdżamy do Parku Narodowego Tarangire, gdzie mamy zaplanowane 2-dniowe safari z noclegiem w namiotach na campingu wewnątrz parku (dodatkowa super atrakcja). Po około 2,5 godz. docieramy do bramy PN, za którą zaczyna się nasza przygoda. Liczba zwierząt mocno przerosła moje oczekiwania, spotykaliśmy je dosłownie na każdym kroku, często w dużych stadach i to z bliska. Spotykamy lwy, słonie (dużo!), żyrafy między akacjami, setki zebr i antylop gnu, gazele, impale, surikatki, szakale, małpy, bawoła, różne ptaki i wiele, wiele więcej. Po przyjeździe mamy dwa ok. 2-2,5 godz. przejazdy tzw. „game drive” (game to z angielskiego dziczyzna) z przerwą na lunch oraz dwa wcześnie rano (pierwszy jeszcze przed wschodem słońca i śniadaniem, później śniadanie i kolejne).
PN Tarangire rozciąga się na południowy wschód od PN jeziora Manyara (migracje zwierząt między parkami, występują tu hipopotamy). Jego nazwa pochodzi od rzeki Tarangire, która przepływa przez park, wokół której jest zielono i często gromadzą się zwierzęta. Główną atrakcją jest potężna populacja słoni. Ponadto park posiada wszystkie cechy klasycznej, czarnej Afryki, takiej jaką wyobrażamy sobie na podstawie opowiadań i filmów. Zobaczymy tu olbrzymie stare baobaby, wioski Masajów, skupiska akacji migoczące w słońcu oraz wielkie stada dzikich zwierząt.
Po safari, koło południa, odwiedzamy tradycyjną wioskę Masajską, plemiona pasterskiego, które zamieszkuje te ziemie. Poznaliśmy ich tradycje, w tym taniec i muzykę oraz dowiedzieliśmy się jak żyją. Następnie wracamy do Arushy, gdzie wieczorem udaliśmy się jeszcze na spacer po mieście (fort Boma, Clock Tower, muzeum Tanzanitu, niebieskiego kamienia-klejnotu występującego tylko w Tanzanii, niestety było zamknięte:( i targ masajski z pamiątkami) oraz na pyszną kolację – grill Khan’s Barbeque.
Mając więcej czasu zdecydowanie warto odwiedzić Park Narodowy Ngorongoro, gdzie w kalderze wulkanu (pozostałość gigantycznego wulkanu, który około 2 milionów lat temu mógł być najwyższą górą na świecie) można spotkać „zagęszczone” stada zwierząt oraz oczywiście kultowy Park Narodowy Serengeti, gdzie dwa razy do roku ma miejsce Wielka Migracja ponad miliona antylop gnu i zebr przez rzekę Mara, między Kenią i Tanzanią. To potężne naturalne pastwisko (bezkresne stepy i pojedyncze drzewa) to prawdziwe dziedzictwo afrykańskiej przyrody. Nigdzie indziej na świecie nie spotkamy tak ogromnych stad zwierząt żyjących na wolności i towarzyszących im drapieżników.
Dzień 4) Przejazd do Moshi – Kikuletwa Hot Springs i plantacja kawy Materuni
Kolejnego dnia jedziemy zorganizowanym transportem do Moshi, bramy do Kilimandżaro. Po drodze mamy dwa przystanki. Pierwszy przy gorących źródłach Kikuletwa (Kikuletwa lub Chemka Hot Springs, nie wiem skąd ta nazwa bo woda jest tu co najwyżej letnia:), ale przyjemna). Jest to świetne miejsce na wypoczynek i orzeźwiającą kąpiel po kilku dniach w upałach. Jest też lina, z której można skakać do wody. Piękna oaza pośrodku pustynnego krajobrazu. Od drogi głównej jedzie się tu drogą szutrową kiepskiej jakości (15 km, ok. 1h), ale zdecydowanie warto! Zostajemy tutaj ponad 2, a może i 3 godziny, jemy obiad w jednej z knajpek i ruszamy dalej.
Drugim przystankiem jest plantacja kawy w wiosce Materuni na zboczach Kilimandżaro (Materuni Waterfalls & Coffee Plantation). Dojazd jest długi, również drogą szutrową, w którą przechodzi droga po wyjechaniu z Moshi. Na miejscu oglądamy uprawy bananowców oraz rosnącej w ich cieniu, na wysokości 1100-1300 m n.p.m., organicznej kawy. Na koniec poznajemy proces produkcji kawy – od zebrania ziaren, po ich obieranie/rozdrabnianie, przesiewanie z łupin, prażenie, mielenie, aż po wypicie z nich kawy! Mocnej kawy:) Później chętni mogli zakupić na pamiątkę paczkę lojalnej kawy i pojechaliśmy do hotelu w Moshi. Niestety nie starczyło nam już czasu na odwiedzenie 90 m wodospadu Materuni (45 min trekkingu w jedną stronę). Na ostatnią kolację przed trekkingiem i odprawę z naszym przewodnikiem udaliśmy się do pobliskiej knajpy Indoitaliano (włosko-indyjska kuchnia).
Dzień 5-10) Trekking Kilimanadżaro – trasa Machame
Szczegółowy opis trekkingu dzień po dniu ze zdjęciami znajduje się w drugiej części wpisu.
Dzień 11-12) Przejazd do Dar es Salaam i relax na Mbezi Beach
Tego dnia mamy zaplanowany praktycznie całodniowy przejazd autobusem rejsowym z Moshi do portowego Dar es Salaam, położonego nad Oceanem Indyjskim. Dar jest byłą stolicą i największym miastem Tanzanii (ponad 5 mln mieszkańców). Około 20 km na północ od centrum mamy zarezerwowany 4 gwiazdkowy hotel w dzielnicy Mbezi Beach. Hotel ma basen i plażę z palmami kokosowymi, czyli idealne miejsce na relax po trekkingu.
Dzień 13-14) Wycieczka na Zanzibar
Za długo nie wytrzymaliśmy w hotelu:) Po jednym dniu odpoczynku zaplanowaliśmy wycieczkę promem na Zanzibar. Wcześniej rano wynajmujemy tuk-tuki, powszechne w miastach Tanzanii i docieramy do terminalu promów w Dar Es Salam. Po dojechaniu kupujemy w kasie bilety na prom linii Azam (warto zarezerwować online i być ok. godzinę przed planowanym wypłynięciem) i o 7 rano płyniemy szybkim promem na Wyspę Przypraw. Niecałe 2 godz. później jesteśmy już w porcie w mieście Zanzibar – stolicy wyspy. W przeszłości miasto to było centrum wschodnioafrykańskiego handlu niewolnikami między Azją i Afryką. Od początku widać różnice, jesteśmy jakby w kraju muzułmańskim (w Tanzanii 1/3 to muzułmanie, trochę ponad połowa Chrześcijanie), gdzie tubylcy noszą tradycyjne islamskie ubrania, słychać śpiew muezinów nawołujący do modlitw i pozdrawiają się „Salam alejkum” zamiast „Dżambo”, jak na lądzie. Na każdym kroku widać tu wpływy i ślady bytności odkrywców z różnych stron świata, od pierwszych arabskich (Iran, Oman) po późniejsze europejskie (Portugalia, Hiszpania, Anglia).
Prom na Zanzibar kosztuje 35 USD, pływa codziennie, 4 razy dziennie w obu kierunkach o godz. 7:00, 9:30, 12:30 i 16:00. My płynęliśmy pierwszym i wracaliśmy kolejnego dnia ostatnim.
Mieliśmy dwa dni na wyspie i oba dobrze zaplanowaliśmy z pomocą lokalnej agencji. Od razu po przypłynięciu i zakwaterowaniu w hotelu w centrum starej części miasta – Stone Town (lista UNESCO), udaliśmy się na wycieczkę z przewodnikiem po mieście. Podczas wycieczki poznaliśmy historię wyspy i miasta wraz z jego największymi atrakcjami. Odwiedziliśmy m.in. arabski fort, dom Freddiego Mercury (wokalisty zespołu Queen, który się tu urodził), stary targ niewolników z katedrą anglikańską i stojącym obok meczetem, targ miejski Darajani. Przechodzimy wąskimi uliczkami z niezliczonymi sklepami i nagadującymi handlarzami oraz zabytkowymi drzwiami z różnych okresów i kultur, o których przewodnik mógłby mówić godzinami:) Była też przerwa na kawkę na promenadzie przy House of Wonders, w pobliżu armat i parku miejskiego. Tu wracamy wieczorem, najpierw na kąpiel w oceanie po przypływie, a później na nocny targ z pysznościami. Wcześniej tego dnia po Stone Town Tour, pojechaliśmy na kolejną wycieczkę – Spice Tour. Po niecałej godzinie przejazdu dotarliśmy na plantacje przypraw, gdzie dowiedzieliśmy się jak uprawia się przyprawy. Zostały one tu przywiezione przez Arabów i po pewnym czasie Zanzibar zasłynął z ich eksportu. Oglądamy jak rośną goździki, pieprz, wanilia, imbir czy gałka muszkatołowa, a także drzewa „lecznicze” i wiele egzotycznych (jackfruit, ananas, kokos, liczi czy mango), których owoce później próbujemy na degustacji:) Po godz. 18 kończymy dzień na promenadzie w Stone Town, gdzie rozkładają się kramiki, w których można spróbować m.in. grillowanych owoców morza, kebaba, pizzy Zanzibarskiej czy soku z trzciny cukrowej.
Drugiego dnia wcześnie rano wyruszamy na półdniową wycieczkę na oglądanie delfinów, na południowe wybrzeże do wioski rybackiej Kizimkazi. Wypływamy szybko, aby mieć jak największą szansę zobaczyć delfiny. Pływamy około godziny i nic, potem trochę dalej od lądu widzimy całe stadko! Nie możemy oderwać wzroku. Chwilę później słyszę od przewodnika: jak chcecie łapcie maskę i wskakujcie pływać z nimi! Nie zastanawiałem się sekundy, tylko złapałem za maskę z rurką, siadłem na burcie i czekałem na sygnał. Pływanie z delfinami to była dla mnie magia, doświadczenie top5 w życiu, spełnione ogromne marzenie. Później wskakiwałem jeszcze 4 razy. Oglądałem jak wpływają całą grupą na mnie, jak wyskakują z wody, jak nurkują po jedzenie, goniłem je, byłem na odległość dotknięcia ręką. Coś niesamowitego:) Później popłynęliśmy na rafę koralową, gdzie mieliśmy okazję na snorkeling. Po powrocie okazało się, że jest konkretny odpływ i spory kawałek musieliśmy się przejść do plaży. Po drodze znaleźliśmy rozgwiazdę, przebiegały kraby. Po śniadaniu ruszyliśmy na ostatni punkt, o który poprosiłem agencję, tj. godzinny relaks na zanzibarskiej plaży. Byliśmy w Paje, miejsce jak z pocztówek, turkusowy Ocean Indyjski, palmy kokosowe i biały pasek, bajka:)
Mając więcej czasu warto wybrać się na wyspę Prison Island, gdzie można zobaczyć gigantyczne żółwie i popływać z rurką na rafie, bądź na wycieczkę Safari Blue, czyli rejs tradycyjną łodzią dhow, połączony z kąpielą, snorkelingiem, wizytą na sand banku (piaszczysta mała wysepka) i obiadem z owoców morza. Z perspektywy czasu trochę szkoda, że nie mieliśmy wszystkich noclegów na Zanzibarze i jednej z jego pięknych plaż z palmami kokosowymi, ale ogólnie cały wyjazd do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania ze względu na wprowadzane ograniczenia i musieliśmy zmieniać plan (pierwotnie mieliśmy lecieć przez Nairobi w Kenii i relaksować się na Diani Beach). Najważniejsze, że trip się w końcu odbył i odwiedziliśmy ten raj na Ziemi. Zdecydowanie trzeba tu jeszcze wrócić!
Dzień 15) Relax i powrót do domu
W ostatni dzień część grupy wybrała się na wycieczkę do miasta z przewodnikiem, a część, w tym ja, została już pochillować w hotelu, choć początkowo w planach była wycieczka łódką na pobliską wyspę Mbudya. Ten dzień relaxu był mi potrzebny, kąpiele, książka, drzemka w ciągu dnia. Wieczorem mamy zorganizowany transfer na lotnisko (jechaliśmy ponad 2 godz., bo są mega korki), skąd mamy idealny, nocny, samolot do Amsterdamu, a po krótkiej przesiadce do Warszawy.
Pozostałe części relacji:
Tanzania – Safari, Kilimandżaro i Zanzibar cz.2. – Trekking trasą Machame
Fotorelacja z całej wyprawy (526 zdjęć)
Informacje praktyczne o Tanzanii:
Czas – GMT+3, brak czasu letniego
Język – suahili, warto poznać kilka podstawowych zwrotów przed wyjazdem
Waluta – szyling tanzański (1000 TSH ~ 1,7 PLN)
Loty i transport – najlepszą wg mnie opcją są loty multicity do Nairobi lub Kilimanjaro, a powrót z Mombasy, Dar es Salaam lub Zanzibaru. Jeśli chodzi o transport między miastami to mamy autobusy i minibusy lub transport zorganizowany w ramach wycieczki (np. safari z Arushy uwzględnia już transport do parków). W miastach można korzystać z tuk-tuków lub taxi, a nawet Ubera.
Tipy – napiwki są oczekiwane dosłownie za wszystko, ~2 USD na osobę na dzień, ponadto praktycznie każdy chce coś sprzedać co po pewnym czasie staje się „trochę” męczące
Dokumenty – paszport ważny przez min 6 miesięcy i szczepionka na żółtą febrę („żółta książeczka”), zalecane są szczepienia przeciwko żółtaczce typu A i B oraz na błonicę, tężec i dur brzuszny, a także profilaktyka antymalaryczna (tabletki na receptę, szczególnie na wybrzeżu w porze deszczowej). Wizę zakupuje się na lotnisku lub granicy za 50 USD.
Ceny – w sklepach i knajpach podobne jak w Polsce
Kiedy jechać – najlepszy okres na odwiedzenie Tanzanii to koniec grudnia-luty (później pora deszczowa i komary roznoszące malarię) oraz czerwiec-początek października (później krótka pora deszczowa). Jeśli chcemy zobaczyć Wielką Migrację to przełom styczeń/luty lub czerwiec/lipiec, a jak planujemy trekking na Kili to początek roku lub wrzesień/październik
Inne – obowiązują gniazdka brytyjskie i ruch lewostronny