Sri Lanka to egzotyka w pełnym wymiarze. Plantacje herbaty w wyżynnej części kraju (ponoć najlepszej na świecie), buddyjskie świątynie, lasy tropikalne porośnięte bujną roślinnością i zamieszkiwane przez dzikie zwierzęta (w tym całe stada słoni!) oraz plaże z drobnym piaskiem, palmami kokosowymi i rafami koralowymi, przy których można spotkać pływające żółwie morskie. Do tego interesująca historia, którą skrywają pozostałości królewskich miast i pałaców, rybacy na palach, pyszne jedzenie (curry i inne aromatyczne przyprawy), rejs w poszukiwaniu wielorybów oraz okazja do spróbowania swoich sił w surfingu. Podsumowując ogromna różnorodność. Jakby tego było mało dodajemy na koniec rajskie Malediwy:) Wracamy do Azji!
Sri Lanka jest położona na Oceanie Indyjskim na wyspie Cejlon, na południowy wschód od Indii. Wyspa jest niewielka (5x mniejsza od Polski), jednak znajduje się tu całe mnóstwo parków narodowych i obszarów chronionych, które zajmują łącznie 1/3 powierzchni kraju. Kraj słynie nie tylko z pięknych plaż, ale właśnie z przepięknych parków narodowych. Odwiedzamy także zurbanizowaną część wyspy (Kolombo), wybrzeże oraz położony w centrum wyspy region górski i trójkąt kulturalny (dawne stolice, ruiny pałaców królewskich i świątynie).
Trasa wycieczki „Sri Lanka i Malediwy – Raj na Ziemi styczeń-luty 2017”
20.01 Przystanek w drodze do Colombo – Dubaj
Naszą wyprawę na Sri Lankę zaczynamy od przejazdu PolskimBusem z Wrocławia do Pragi (z dworca na lotnisko dostajemy się autobusem Student Agency za 65 kr). Przed dotarciem do Colombo czeka nas jeszcze międzylądowanie w Dubaju, gdzie mamy 9 godz. przerwy do kolejnego lotu. Mimo relatywnie krótkiego czasu wykorzystujemy go na odwiedzenie największego miasta Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Chcemy zobaczyć na własne oczy jego przepych. Muszę przyznać, że było warto! Jest to miejsce naprawdę warte odwiedzenia, ciekawe, wyjątkowe i inne od wszystkiego co do tej pory widzieliśmy.
Od razu po wylądowaniu wymieniliśmy trochę dolarów na dirhamy (AED) i skierowaliśmy się do imigracji. Spod lotniska bierzemy taksówkę do najbliższej stacji metra i tak docieramy do centrum – stacji Burj Khalifa / Dubai Mall (warto kupić bilet na kilka przejazdów). Wieżowiec o tej samej nazwie jest najwyższą budowlą na świecie. Ma 829 m wysokości! Nawet obok innych drapaczów chmur jego rozmiar robi wrażenie. Jest grubo ponad 30 st. Celsjusza, na szczęście stacje metra są klimatyzowane. Odwiedzamy centrum handlowe Dubai Mall, z którego można dostać się na 124 piętro Burj Khalifa, niestety było dużo ludzi a my nie zrobiliśmy rezerwacji online🙁 Cóż będzie pretekst aby tu wrócić (bilety kosztują 125-200 AED w zależności od godziny), bo widoki ponoć niezapomniane (widać nawet sztuczne wyspy w kształcie palmy). Następnie udajemy się metrem do Mall of Emirates, skąd autobusem 81 dostajemy się na plażę Jumeirah nad Zatoką Perską, z której widać drugi symbol Dubaju – hotel dla bogaczy Burj Al Arab. Stąd wracamy już taksówką na lotnisko. Oczywiście miasto daje wiele więcej możliwości – sporty wodne, oceanarium, tor Formuły 1, wycieczki na pustynię, meczety, Dubai Marina i wiele innych.
21-23.01 Polonnaruwa, Sigiriya i Dambulla oraz Park Narodowy Minneriya/Kaudulla
Swoją przygodę na wyspie rozpoczynamy od Trójkąta Historycznego, tj. zabytkowych miast w centrum kraju, znajdujących się na liście dziedzictwa UNESCO. W jego skład wchodzą dawne stolice Anuradhapura i Pollonaruwa, Sigiriya i jej Lwia Skała oraz kulturalna stolica kraju Kandy. Odwiedzenie tych miejsc pozwala dobrze zaznajomić się kulturą i historią Cejlonu.
Na lotnisku Colombo Bandaranaike (35 km od Kolombo) lądujemy nad ranem. Wymieniamy walutę i od razu autobusem linii 187 dostajemy się do dworca w dzielnicy Pettah (Pettah Private Bus Station). Koszt przejazdu to 120 Rs (w porównaniu do ok. 2,5 tys. Rs za taxi). Następnie spacerem dostajemy się do dworca kolejowego Colombo Fort i stamtąd pociągiem do Polonnaruwa (260 km, 6:05-12:30, 420 Rs za 2. klasę, uwaga dworzec otwierają po 5:00, nie ma sensu kupować rezerwacji, bo jest sporo droższa, gdyż gwarantuje miejsce na całej trasie przejazdu pociągu bez względu na to gdzie wysiadamy). Czytaliśmy, że podróże pociągiem po Sri Lance to przeżycie samo w sobie. Potwierdzam to w 100%! Piękne widoki, znaki „uwaga słonie”, idealne tempo, pęd we włosach… Z perspektywy czasu myślę, że ciekawą opcją wydaje się też autobus z Colombo do Dambulla i dalej tuk-tuk do Polonnaruwa i Sigiriya lub również autobus – taniej i krócej niż pociąg (ten obowiązkowo na trasie Kandy-Ella).
Pierwszą stolicę królestwa Syngalezów odpuszczamy, ponieważ ruiny w Polonnaruwie zajmują mniejszy obszar i są lepiej zachowane. Zaczynamy od drugiej stolicy Sri Lanki, założonej w XI w. po zniszczeniu Anuradhapury przez hindusów. Na stację kolejową Polonnaruwa docieramy niestety z 2 godzinnym opóźnieniem:( Łapiemy tuk-tuka, który ma nas dowieźć do centrum oraz wskazać dobry nocleg – cena w porządku, warunki w pokoju też, decyzja po długiej podróży była szybka – zostaliśmy tu dwie noce (tutaj też kupiliśmy wycieczki). Ze względu na późną porę musieliśmy zrezygnować z pierwotnego planu, czyli zwiedzania kompleksu pałacowo-świątynnego rowerami (koszt 300 Rs/os, idealny sposób zwiedzania ruin – potrzeba jednak 4-5 godz. spokojnym tempem). Zdecydowaliśmy się na objazdówkę tuk-tukiem. Zwiedzieliśmy wszystkie atrakcje, a jest ich sporo i razem z transportem z dworca zapłaciliśmy 1500 Rs + obowiązkowy bilet wstępu 3750 Rs/os (otrzymujemy mapkę kompleksu z krótkim opisem historii). Odwiedzamy fragmenty pałacu królewskiego oraz liczne świątynie buddyjskie – tzw. czworokąt świątynny, stupy (w tym największą Rankot Vihara o średnicy 175 m i wysokości 55 m) oraz skalny ołtarz Gal Vihara z czterema wielkimi posągami Buddy wykutymi w bloku skalnym. Miejsce zachwyca także krajobrazem – zabytkowe miasto położone jest w pobliżu jeziora i rozległych mokradeł, w środku dżungli, część budowli jest częściowo porośnięta, wszędzie można zobaczyć małpy chodzące po ruinach i skaczące po drzewach.
Kolejnego dnia po południu wybieramy się na safari do Parku Narodowego Kaudulla. Początkowo planowaliśmy PN Minneriya, w którym można zobaczyć jedne z największych na świecie stad słoni indyjskich żyjących na wolności – liczące nawet 300 osobników (wyjątkowe miejsce w skali świata!), jednak ze względu na migrację słoni polecono nam inny park (tańszy). To był dobry wybór. Trafiliśmy na kilka mniejszych oraz jedno ogromne stado słoni – ponad 50 w jednym miejscu na sawannie przed zbiornikiem wodnym! Ponad godzinę, bez pośpiechu, obserwowaliśmy jak jedzą, warczą, walczą, jak mamy karmią małe, jak żyją w swoim naturalnym środowisku. Widzieliśmy też mnóstwo ptaków, iguany, krokodyle i małpy. Za safari zapłaciliśmy po 4500 Rs (wstępy do PN na Sri Lance kosztują 10-15 USD/os – za 15 USD są te najpopularniejsze – Yala, Minneriya, Udawalawe czy Hortona, do tego trzeba doliczyć 4500-5500 Rs za wynajem auta z kierowcą).
Plan na następny dzień był napięty, więc i tym razem wynajęliśmy tuk-tuka, który podwoził nas pod same atrakcje (wygoda i oszczędność czasu wygrała z tańszymi autobusami). Pierwszym przystankiem była górująca nad równiną tajemnicza skała Sigiriya – święta góra Lankijczyków (lista UNESCO), która wyrasta 180 m nad otaczającą równiną. Na jej płaskim szczycie znajdują się ruiny pałacu-fortecy dawnego króla Kassapy (V w.). Do tego jest to świetny punkt widokowy na okoliczną dżunglę. Całość zachwyca architekturą, rozmachem prac (sala tronowa, ogrody, baseny) i zaawansowaniem rozwiązań technicznych. Na ścianach skalnych do dziś zachowały się malowidła z wizerunkami niebiańskich dziewic (oryginalnie portretów królewskich nałożnic było zdecydowanie więcej). Miejsce nazywane jest też Lwią Skałą, gdyż u podnóża schodów, częściowo zachowała się wielka kamienna rzeźba lwa (właściwie łapy lwa z pazurami), którego zadaniem było pilnowanie królewskich skarbów. Drogi wstęp aż 4250 LKR, ale mimo wszystko warto. Naszym kolejnym przystankiem była Dambulla (lista UNESCO), a właściwie jej Złota Świątynia i pięć świątyń w skalnych jaskiniach. W grotach można podziwiać barwne freski i ponad 150 rzeźb Buddy, a także wiele innych posągów królów i bóstw. Jest to największy i najlepiej zachowany kompleks budowli sakralnych na Sri Lance. Jego najstarsza część pochodzi z I w. p.n.e. Wstęp jest darmowy, jednak wskazana jest darowizna, a przed wejściem należy zapłacić za pilnowanie butów, bo do świątyni wchodzi się boso (+ zakryte ramiona i kolana). Na koniec w drodze do Kandy odwiedzamy jeszcze ogród ajurwedyjski (przypraw) w okolicy Matale. Strasznie komercyjne miejsce, od samego wejścia przewodnik sprzedaje „naturalne wyroby na wszelkie choroby i dolegliwości pozyskane z roślin w ogrodzie”, ale przynajmniej widzimy jak rośnie pieprz i wanilia oraz jak pozyskuje się cynamon.
24.01 Kandy
Kiedy przyjeżdżamy do Kandy, zwanej kulturalną stolicą Sri Lanki, przychodzi załamanie pogody. Na początku byliśmy trochę podłamani, ale później kupiliśmy parasol i kiedy przestał padać deszcz wyruszyliśmy zwiedzać miasto. Poza tym okazało się, że taka pogoda jest tutaj raczej normą. Miasto na początku XIX w. było pod panowaniem brytyjskich kolonizatorów, a obecnie to drugie co do wielkości miasto Sri Lanki (4 godz. pociągiem z Colombo), nieco zatłoczone i zakorkowane. Zwiedzanie zaczynamy od punktów widokowych na wzgórzach otaczających miasto – pierwszy przy świątyni z ogromnym białym posągiem Buddy, a drugi nad jeziorem z ładną panoramą miasta. Między najdłuższymi punktami jechaliśmy tuk-tukiem, a pozostałe odcinki pokonujemy spacerem. Naszym głównym celem i pewnie wszystkich pozostałych turystów w Kandy jest Świątynia Zęba Buddy (wstęp 1500 LKR + kasa za „pilnowanie butów”). To najważniejsza buddyjska świątynia na wyspie, miejsce pielgrzymek. Przechowuje się w niej najważniejszą relikwię kraju – ząb Buddy. Warto się na chwilę zatrzymać i pomedytować. Wieczorem można obejrzeć pokaz lokalnych tańców, to jednak nie nasze klimaty, a mając więcej czasu warto odwiedzić Muzeum Herbaty.
Z Kandy planowaliśmy wybrać się do tzw. sierocińca dla słoni w Pinnawela (1,5 godz. drogi z Kandy). Miejsce to daje ponoć niebywałą szansę, by zobaczyć słonie w warunkach bardzo zbliżonych do tych, w jakich żyją na wolności. Według opisów trafiają do niego zwierzęta ranne, osierocone czy odebrane kłusownikom, by mieć szanse na osiągnięcie dorosłości i życie w sprzyjających warunkach. Na miejscu można wziąć udział w pokazie karmienia małych słoniątek, a następnie zobaczyć kąpiel całego stada w pobliskiej rzece. Wszystko to brzmi bardzo fajnie – możliwość pogłaskania i nakarmienia słonia – świetnie doświadczenie. Opinie są jednak podzielone. Wiele osób mówi, że zwierzęta są tu źle traktowane, że choć są już zdrowe przetrzymuje się je nadal ze względów finansowych, że całość jest bardzo komercyjna. W związku z tym, że widzieliśmy na safari całe stado słoni żyjących na wolności postanowiliśmy zrezygnować i nie sprawdzać samemu. Wstęp kosztuje 2000 LKR.
25.01 Nuwara Eliya – plantacje i fabryki herbaty
W związku z odpuszczeniem sierocińca Pinnawela już z samego rana wyruszamy pociągiem z Kandy do Nanu Oya (ok. 4 godz., 150 Rs za 2. klasę – nie warto rezerwować miejsca bo i tak cały przejazd spędzicie podziwiając widoki przy drzwiachJ). To jedna z najpiękniejszych tras kolejowych świata. Kręta linia kolejowa prowadzi po górzystym terenie przez tunele i mosty, nierzadko nad głębokimi dolinami. Sam przejazd nią jest świetnym doświadczeniem. Gdy do tego doda się jeszcze bujną, tropikalną roślinność, niezwykle zielone plantacje herbaty ciągnące się aż po horyzont i wodospady spadające kaskadami w dół to, dostaniemy w efekcie zapadającą na długo w pamięć przygodę. Aż trudno naprawdę uwierzyć, że jest to część tego samego kraju. Wysiadamy na stacji Nanu Oya, skąd dostajemy się autem za 300 Rs do Nuwara Eliya – najwyżej położonego miasta Sri Lanki (1868 m n.p.m.), które ze względu na warunki pogodowe i kolonialną architekturę nazwano „Małą Anglią”. To świetny punkt wypadowy do tras trekkingowych po wiecznie zielonych herbacianych wzgórzach i fabrykach herbaty założonych przez Brytyjczyków.
Wielu osobom Sri Lanka kojarzy się z herbatą. I nic dziwnego – herbata z Cejlonu jest jedną z najlepszych i najpopularniejszych na świecie. Widoki pól po horyzont porośniętych drobnymi listkami są zdumiewające, a spacer pośród nich dostarcza niesamowitych doznań. Właśnie odwiedzenie plantacji i fabryki herbaty, gdzie – tak jak w czasach kolonialnych – pracują Tamilowie plantacyjni i nadal ręcznie zbierają liście herbaty, jest główna atrakcją regionu. Fabryki są otwarte najczęściej cały dzień, a wstęp do nich jest najczęściej bezpłatny. Odwiedzamy tuk-tukiem dwie z nich (Bluefield i Labookellie Tea Factory), a pomiędzy zatrzymujemy się przy pobliskich wodospadach Ramboda. W każdej manufakturze poznajemy cały proces produkcji herbaty: od sadzenia, pielęgnowania, zrywania listków, czyszczenia, suszenia, obróbki, aż do filiżanki złocistego naparu gotowego do spożycia. Na koniec mamy okazję spróbować naparu sporządzonego ze świeżo zerwanych liści o wyjątkowym aromacie, a po degustacji można zakupić paczkę herbaty na pamiątkę. Herbaty dzielą się wg wysokości na jakiej rosną herbaciane krzewy (najlepsza jest high grown), ich wiek (najlepiej max 40 lat), wielkość listków (najlepsze młode rosnące blisko czubka), a także „stopień zmielenia” (najlepsze całe zwinięte listki). Atrakcje są kawałek drogi od miasta, my za objazdówkę tuk-tukiem zapłaciliśmy 2500 Rs.
Mając więcej czasu (i trafiając na ładniejszą pogodę) warto udać się na trekking na Szczyt Adama (Adam`S Peak lub Sri Pada, 2243 m n.p.m.). Jest to święta góra aż dla czterech religii, cel pielgrzymek. Na szczycie góry znajduje się świątynia, a w niej odcisk stopy biblijnego Adama, samego Buddy albo Sziwy – wszystko zależy o tego kogo zapytasz o opowieść o tym świętym miejscu. Aby tu dotrzeć należy wcześnie rano wyruszyć pociągiem do Hatton, następnie busem do Dalhousie – wioski u podnóża góry. Przepiękne widoki ze szczytu cieszą tym bardziej, że aby się tam dostać trzeba pokonać 5200 stopni schodów. Czas wejścia to ok. 3 godz. Warto też przy okazji odwiedzić wodospady Devon i St Claires.
W planie mieliśmy jeszcze trekking Lovers Leap i fabrykę herbaty Pedro. Jednak sprawdzając prognozy pogody postanowiliśmy skrócić pobyt i ruszyć do następnego punktu. Było mega zimno, kilkanaście stopni… Przyjeżdżając tu warto mieć coś ciepłego do ubrania.
26.01 Równiny Hortona – marsz na Koniec Świata
Przed świtem wyruszymy z Nuwara Eliya na Koniec Świata🙂 Znajduje się on w Parku Narodowym Równin Hortona (Horton Plains, lista UNESCO, wstęp za dwie osoby zapłaciliśmy 6400 Rs z „opłatą serwisową” i podatkiem). Krajobraz tego płaskowyżu, położonego na wysokości od 2100 do 2300 m n.p.m. jest naprawdę wyjątkowy: porastają go głównie ostre górskie trawiaste stepy i fragmenty mglistego lasu deszczowego (a w nim m.in. gigantyczne paprocie, rododendrony, bambusy czy orchidee), a całość urozmaicają strumienie oraz wodospady. Jest to wprost wymarzone miejsce na piesze wędrówki. Warto zacząć bardzo wcześniej, najlepiej o 6-7 rano.
Są tu dwie trasy trekkingowe, my wybieramy tę łatwiejszą, ok. 10 km. Zrobimy pętlę po parku, która prowadzi zarówno przez dżunglę, jak i sawannę. Zobaczyliśmy Wodospady Bakera o wysokości ponad 20 m i stanęliśmy nad dwiema przepaściami o wysokości ok. 200 i 800 m, znanymi jako Mały i Wielki Koniec Świata (World’s End). Tutaj płaskowyż kończy się monumentalnym, pionowym urwiskiem. Widoki znad krawędzi zapierają dech, ale tylko wcześnie rano, przed godziną 9, zanim podniosą się chmury. Powiem szczerze, że miejsce to zrobiło na mnie duże wrażenie i nie mówię tu nawet o pięknych punktach widokowych. Mikroklimat po wejściu do lasu, proces powstawania deszczu na naszych oczach, roślinność, jelenie. Naprawdę warto!
Po południu tuk-tuk, którym przyjechaliśmy tutaj zabiera nas do Pattipola (za cały przejazd z Nuwara Eliya zapłaciliśmy niemało bo 3500 Rs, ale czytałem fora i dużo taniej ponoć tu się dotrzeć nie da). Znajduje się tu najwyżej położona stacja kolejowa na Sri Lance – 1891 m n.p.m. Pokonamy stąd najwyżej położony i najbardziej malowniczy odcinek linii kolejowej do małej górskiej miejscowości Ella (100 Rs za 2. klasę). W ciągu 2,5 godzin jazdy przejedziemy zaledwie 40 km przez malownicze górskie tereny. W drodze do Elli mijamy Haputale, gdzie również warto się zatrzymać ze względu na położone niedaleko fabrykę herbaty Dambatenne i świetny punkt widokowy Fotel Liptona (Lipton`s Seat).
27.01 Ella – trekking
Ella to urokliwe górskie miasteczko. Zatrzymuje się tu wielu turystów, którzy podobnie jak my robią trasę pętli polecaną przez przewodniki z Lonely Planet na czele. W pobliżu miasta jest całe mnóstwo pieszych szlaków. Rano podczas brzydkiej pogody korzystamy z masażu ajurwedyjskiego (masaż połowy ciała przy użyciu ziołowych olejków – 30 min 1800 Rs, całego ciała 4000 Rs), a później udajemy się na trekking. Odwiedzamy najpierw most Nine Arch Bridge, następnie przez plantacje zielonej herbaty wdrapujemy się na Mały Szczyt Adama, z którego roztacza się kapitalna panorama równin południowej części wyspy (zakończenie terenów górzystych), a także na wodospad Rawany czy inny często odwiedzany punkt trekkingowy Ella Rock.
Tu również pogoda nas specjalnie nie rozpieszczała, więc stęsknieni za słońcem ruszyliśmy na południe. Wieczorem pojechaliśmy autobusem do Tissamaharama (nawet miejscowi mówi na nią Tissa:)), przy czym musieliśmy się przesiadać w Thanamalwila (210 + 50 Rs). Sama jazda rozpędzonym autobusem serpentynami była niezłą przygodą – dosłownie rollercoster. W hotelu, w którym się zatrzymaliśmy kupiliśmy od razu safari na następny dzień. Koszt 5700 Rs za pół dnia (4:30-12) i 9500 Rs za całodniowe (do 18 z lunchem). Jako miłośnicy oglądania dzikiego świata zwierząt wybraliśmy pełną opcję.
28.01 Safari w PN Yala
Rano wyruszymy na safari jeepem 4×4 po Parku Narodowym Yala, najciekawszym pod względem fauny na całej Sri Lance. Będziemy wypatrywać słoni indyjskich, bawołów wodnych, makaków, jeleni, wargaczy, wszelakich ptaków, a przede wszystkim najbardziej znanych mieszkańców parku – lampartów. I to w ich naturalnym środowisku! Tutejsza roślinność to głównie zarośla, lasy i stepy, a także liczne oczka wodne przyciągające zwierzęta.
Przed wjazdem do Parku Narodowego liczba aut po prostu szokuje, w końcu po pierwsze to szczyt sezonu, a po drugie każdy chce zobaczyć „dużego kota” (w związku z tym wiele osób decyduje się na mniej komercyjną alternatywę, czyli PN Udawalawe). Jednak na szczęście w parku jest równie wiele zwierząt (różnorodnych!) oraz jego powierzchnia jest naprawdę duża przez co pozostałe auta nie przeszkadzają w safari (no może poza skupiskami w pobliżu miejsc gdzie widziano lub przesiaduje lampart). Mieliśmy dużo szczęścia bo widzieliśmy lamparta jak wylegiwał i oblizywał się na skale, padlinożerców wyjadających resztki zostawionego przez niego wcześniej na drzewie jelonka, grupkę słoni, kąpiące się bawoły i dziki z małymi, szakale, krokodyle, jelenie, pawie, małpy i wiele innych.
Generalnie trafiliśmy na bardzo gorący dzień, przez co większość zwierząt zobaczyliśmy w pierwszej połowie dnia. Później ze względu na temperaturę i słońce pochowały się w dżungli lub oczkach wodnych. Jednak nigdy nie wiadomo, to natura. W drugiej części dnia spotkaliśmy za to większe grupy, było już dużo wolniejsze tempo, mniej turystów, ciekawa przerwa na plaży.
Kolejne części wpisu:
Sri Lanka i Malediwy – Raj na Ziemi cz.2.
Wspaniała fotorelacja! Dobrze, że wszystko jest dokładnie opisane. Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić ile już Twoje oczy widziały.
Pozdrawiam!