Kolejny aktywny wyjazd – tym razem wybór padł na nasze piękne Tatry, perłę łańcucha górskiego Karpat. Cztery dni wędrówek (5-8 lipca 2014). Codziennie przynajmniej 6 godzin w trasie przez najbardziej malownicze zakątki Tatr Zachodnich i Wysokich – wiele topowych szczytów (m.in. Giewont, Kasprowy Wierch, Kościelec), przełęczy (Zawrat) i dolin (Gąsienicowa, Kondratowa, Pięciu Stawów Polskich) na całym obszarze Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN).
Korzystając z okazji wypoczynkowej jaką niósł za sobą tegoroczny długi weekend majowy (3 dni urlopu = 9 dni wolnego) postanowiliśmy skorzystać z oferty last minute do Turcji, gdzie rozpoczyna się w tym czasie sezon. Maj i wrzesień to najlepsze okresy na zwiedzanie Turcji, gdyż w środku lata temperatura przekracza tutaj 40-45 st. C. Od dawna chciałem zobaczyć ten pełen kontrastów kraj. I nie zawiodłem się w żadnej mierze. Z jednej strony miejscami zaskakująco nowoczesny, z drugiej wierny tradycji. Widać tu wpływy europejskie i arabskie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – spragnieni słońca i kąpieli w morzu, zainteresowani historią i zabytkami kultury antycznej i islamskiej, przyrodą czy też aktywnym spędzaniem czasu.
Inny narciarski świat, inny sport – to pierwsze słowa jakie przychodzą mi do głowy, kiedy chcę opisać wrażenia z jazdy na nartach we włoskich Dolomitach, mając do tej pory tylko doświadczenia z jazdy po stokach w polsko-czeskich górach. Doskonała infrastruktura – niemal niezliczona liczba przygotowanych tras i wyciągów, gdzie nie stosując się do znaków czy map można wręcz się zgubić wybierając na skrzyżowaniu tras zły zakręt:) Piękne panoramy monumentalnych skalnych 3-tysięczników i pięknych tyrolskich miejscowości. Zjazdy z wysokości ponad 2500 m n.p.m. ponad kilometr w dół. Tego nie da się opisać słowami – być może lepszym przybliżeniem będzie film na końcu wpisu 🙂
Wycieczkę do Berlina planowaliśmy już od dłuższego czasu, jako część postanowienia o zwiedzeniu europejskich stolic. Co prawda nie jest to miasto pokroju Paryża czy Rzymu, ale z drugiej strony opinie, iż nie ma tu nic wartego zobaczenia są niesprawiedliwe. Z początkiem 2014 roku okazja do wyjazdu przyszła sama – PolskiBus rozszerzył ofertę wyjazdów z Wrocławia, a obok wielu nowych możliwości pojawiły się bezpośrednie kursy co centrum Berlina. Bilety kupiliśmy z małym wyprzedzeniem za ok. 30 zł w jedną stronę za osobę. Przejazd autobusem trwał niecałe 4,5 godz, to w końcu tylko 350 km od Wrocławia. W jedną stronę poświęciliśmy go na dosypianie (wyjazd z Wrocławia mieliśmy o 2:25 rano, aby mieć cały dzień na zwiedzanie), a w drugą na czytanie, zatem nie był to czas stracony 🙂
Szukając miejsca do pojeżdżenia na nartach w połowie lutego nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Już dawno nie było tak ciepłej zimy. Spośród czynnych stacji narciarskich wybraliśmy Zieleniec, zlokalizowany kilkanaście kilometrów od Dusznik Zdrój. Mała osada położna na wysokości 950 m n.p.m. w lasach Gór Orlickich w Sudetach to centrum sportów zimowych, a dzięki specyficznemu mikroklimatowi (zbliżonemu do alpejskiego) miejsce gdzie sezon zawsze trwa długo. Podczas standardowej zimy śnieg potrafi leżeć tu niemal 150 dni w roku! Tym razem choć dla tras biegówkowych śniegu nie było wystarczająco, dla zjazdówek warunki były nienajgorsze (30-70 cm). Dużym plusem tego ośrodka jest możliwość korzystania na jednym karnecie z wielu wyciągów i tras o różnych stopniu trudności oraz nocnej jazdy na oświetlonych stokach. Niestety minusem są długości tras – główne do 600 m, człowiek dobrze się nie rozpędzi a tu trzeba hamować, no i mocno zatłoczone stoki, czasami trzeba mocniej skupić się na omijaniu ludzi niż przyjemności z jazdy.
Niestety w tym roku zima nie sprzyja białemu szaleństwu. Większość zarówno polskich, jak i czeskich ośrodków narciarskich przeżywa trudne chwile. Nie pomaga nawet korzystanie ze sztucznego naśnieżania, spora część wyciągów i tak nie działa. Na szczęście nieco lepsze warunki pogodowe panują tuż za naszą południową granicą. Co więcej narciarze mają tu do dyspozycji lepszą infrastrukturę – więcej stoków i wyciągów, a ceny są na zbliżonym poziomie. Zdecydowaliśmy się zatem, że podczas weekendowego wyjazdu ze znajomymi, nie będziemy zjeżdżać z trasy „Puchatek” w Szklarskiej Porębie (pozostałe trasy były zamknięte, co oznaczało ogromne kolejki do wyciągu, a na dodatek cena karnetu była taka jakby wszystko było otwarte – po prostu skandal!) ani krążyć wokół Polany w Jakuszycach (jedynie na krótkiej trasie Pucharu Świata było trochę śniegu), tylko wybierzemy się właśnie do Czech. Wybór padł na położony tuż za granicą Harrachov na narty zjazdowe i znajdujące między popularnymi narciarskimi miejscowościami Rokytnice i Szpindlerowy Młyn – Horni Misečky na narty biegowe.
Z kilku pomysłów na pracowniczy wyjazd motywacyjny demokratyczny wybór padł na windsurfing w Zatoce Puckiej. W połowie sierpnia pojechaliśmy zatem kilkunastoosobową grupą na 3-dniowy wyjazd. Było to weekendowe szkolenie z instruktorem w jednym z wielu ośrodków windsurfingowych zlokalizowanych przy drodze pomiędzy Władysławowem i Helem. Wcześniej nie byłem świadomy jak ciekawe może być to doświadczenie, ba nawet nie usłyszałem za wiele o tym.
Pierwszy długi weekend 2014 roku wykorzystaliśmy na 3-dniową wycieczkę w Karkonosze (4-6 stycznia). Początkowo co prawda w planach był trening na nartach biegowych w Jakuszycach, niestety warunki pogodowe (odwilż) i bardzo mała ilość śniegu skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu. Ten weekend musiał być jednak spędzony aktywnie – padło zatem na wycieczki górskie. Muszę przyznać, że byłem oczarowany magią polskich Karkonoszy. Prawda jest taka, że człowiek czasami podróżuje po świecie, szukając pięknych miejsc, przygód i doświadczeń, a nie poznał dobrze atrakcji leżących tuż pod nosem, które nierzadko nie ustępują tamtym za granicą.
Na początku grudnia 2013 r., kiedy ceny wycieczek osiągają swoje roczne minimum przyszedł czas na długo oczekiwaną wycieczkę egzotyczną. Wybór padł na Kenię i okazał się bardzo dobry. Z jednej strony rajski klimat i widoki – plaże z białym piaskiem i palmami kokosowymi, ciepły ocean indyjski z dobrze zachowanymi rafami koralowy. A z drugiej safari, afrykańska sawanna, możliwość obcowania z dzikimi zwierzętami w ich naturalnym środowisku. Świetne doświadczenie!
W końcu nadeszła okazja na otwarcie sezonu zbierania grzybów – wyjazd służbowy do Zakopanego i wolna druga część niedzieli. Oprócz tradycyjnego odwiedzenia Krupówek i zakupu oscypków wybraliśmy się autem na Gubałówkę (na górę można dostać się również kolejką z centrum – 15 zł w dwie strony). Jednak nie poprzestaliśmy na spacerze i delektowaniu się panoramą polskich Tatr (super widok na Giewont) oraz Zakopanego, ale postanowiliśmy rozpocząć grzybobranie w pobliskim lesie. Dosyć szybko udało nam się znaleźć miejscówkę, gdzie zebraliśmy sporo kozaków, z których przygotowaliśmy pyszną jajecznicę na kolację.
W dniach 27 lipca – 6 sierpnia wybraliśmy się na wycieczkę objazdową po Włoszech. W planie były niemal wszystkie atrakcje od północy Włoch po skraj „buta” a także Sycylię, tak aby zwiedzić niemal wszystkie punkty wycieczek fakultatywnych biur podróży. Z topowych miejsc do zobaczenia w słonecznej Italii pominęliśmy Rzym, Wenecję i Alpy/Dolomity, które miałem już przyjemność wcześniej zobaczyć. Ten wyjazd od dawna był moim marzeniem. W końcu nabiegałem się trochę po ulicach Florencji grając w Assassin’s Creed, gdzie wspinałem się po charakterystycznych okiennicach i daszkach stolicy Toskanii, podróżowałem „Drogą Wina” (Chiantigiana), słuchałem o słynnym winie Chianti Classico, neapolitańskiej pizzy i Mafii, miastach wiszących na urwiskach wybrzeży czy największych aktywnych wulkanach Europy. Trzeba to było w końcu zobaczyć. Continue Reading…
W końcu nadszedł ten dzień – 31 sierpnia 2013 r. – ukończyłem swój pierwszy półmaraton. I to jeszcze w górach podczas Letniego Biegu Piastów, Szklarska Poręba – Jakuszyce. Trasa wraz z profilem poniżej (Polana Jakuszycka>Samolot>zjazd KGHM>Orle>Turów>Górny Dukt/PGE>Polana), przy czym trasa miała ok. 10,6 km, tak więc osoby które biegły półmaraton górski – robiły dwie pętle.