Za nami ponad tydzień w Namibii, a już udało nam się trekking na płaskowyż Waterberg, niesamowite safari w Etoszy, wizyta na farmie gepardów oraz wiosce Himba i relaks w oazie wodospadów Epupa pod granicą z Angolą. Teraz kierujemy się na południe, wzdłuż wybrzeża, na eksplorację różnych obliczy pustyni Namib.
Dzień 11) Wybrzeże Szkieletów, kolonia fok i wrak Zeila
Tego dnia wyjeżdżamy bardzo wcześnie, pobudka przed wschodem słońca, bo mamy do przejechania trasę na ponad 8 godz. i sporo atrakcji po drodze. Zaczynamy od przejazdu wzdłuż Wybrzeża Szkieletów, które ciągnie się przez ponad 500 km wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, znanego z silnych prądów i zdradliwych mielizn, gęstych mgieł i zimnego wiatru (efekt zimnego prądu Bengualskiego znad Antarktydy). Miejsce to było nazywane przez portugalskich żeglarzy „bramą do piekła”. Jego przybrzeżne płycizny straszyły kiedyś rdzewiejącymi wrakami statków. Do dziś tylko jeden zachował się w całości, wiele jest w częściach, resztę pochłonęły wydmy lub rozpadły się. Chcąc dojechać do niektórych trzeba jechać po piasku, więc przydaje się napęd 4×4. Brama do Parku Narodowego Skeleton Coast jest otwarta od godz. 7, ostatni wjazd o 15, ostatni wyjazd o 19. Przejazd bez nocowania jest darmowy.
Po drodze tylko pustka! Chociaż nie tylko, bo można tu spotkać zwierzęta przystosowane do życia na pustyni, w tym słonie, nosorożce, lwy, hieny, szakale czy antylopy, a także zaadoptowane do braku deszczu rośliny, w tym welwiczja przedziwna (Welwitschia mirabilis). To najdłużej żyjąca roślina na ziemi, osiągająca nawet 2 tysiące lat! Co ciekawe jest zaliczana do drzew (korzenie sięgają na głębokość nawet 30 m), wodę czerpie z powietrza, jest narodową rośliną Namibii.
Za charakterystyczną bramą Ugab Gate z czaszkami i kośćmi wjeżdżamy do drugiej części parku, stąd do Swakopmund prowadzi już droga asfaltowa. Odwiedzamy kolejny wrak, a raczej jego pozostałości i kierujemy się do rezerwatu ogromnej kolonii fok w Cape Cross (a właściwie kotików afrykańskich lub uchatek karłowatych). Według różnych szacunków znajduje się tu od 80 do 200 tys. osobników na kilku km2 plaży (między październikiem a grudnia rodzą się młode, samce ważą nawet 360 kg). Nazwa rezerwatu Cape Cross (Przylądek Krzyża) pochodzi od krzyża postawionego tu przez portugalskiego odkrywcę Diogo Cao w 1486 roku. Jest tu głośno, dużo się dzieje, oglądamy jak drapieżniki (szakale) polują na młode foczki i jedzą je tuż obok innych, panuje mega smród, ale i tak przez blisko godzinę nie możemy oderwać wzroku. Miejsce mega prawdziwe, natura na 100%, punkt obowiązkowy! Koszt 80 NAD za os. + 10 NAD za auto.
Ostatnim naszym punktem na wybrzeżu jest wrak statku Zeila, pokryty gniazdami kormoranów, który osiadł tam całkiem niedawno, bo w 2008 roku. Dla zainteresowanych jest jeszcze kilka wraków niżej na południe w okolicy Walvis Bay.
Na nocleg odbijamy do Spitzkoppe, najbardziej dziki z naszych kempingów (prysznic i prąd tylko przy recepcji, w barze można zjeść coś ciepłego), niesamowicie położony wśród gór sięgających 1600 m!
Dzień 12) Trekking Spitzkoppe, malowidła naskalne i Swakopmund
Spitzkoppe (1728 m n.p.m.) jest nazywane „Matternhornem Afryki”, ponieważ wyglądem przypomina najpiękniejszy szczyt Alp. Nie jest to najwyższa góra Namibii, ale na pewno najbardziej znana (wys. 1728 m n.p.m., podczas gdy najwyższy szczyt Namibii, Königstein w masywie Brandberg, ma 2606 m n. p. m.). Góra jest położona w środku niekończącej się równiny, więc jest widoczna z bardzo daleka (szczyt wyrasta ok. 670 m nad równiny pustynne).
Pomimo zachmurzenia oglądamy piękny zachód słońca (najlepiej rozłożyć obóz w punkcie maksymalnie wysuniętym na zachód), a rano jeszcze piękniejszy wschód, który najlepiej oglądać z okolic fotogenicznego łuku skalnego Arch Rock (odległości są spore więc podjeżdżamy autami). Następnie udajemy się na oglądanie malunków naskalnych ludu San (nazwanych przez Europejczyków Buszmenami) z przewodnikiem w pobliskim Bushman Paradise. Bardzo ciekawy wykład o historii i zwyczajach dawnych mieszkańców tych terenów. Od niedawna nie trzeba rezerwować tej 2-godzinnej wycieczki ani nie ma opłaty (a jedynie napiwek dla przewodnika, wcześniej koszt 60 NAD/os).
Po południu jedziemy do Swakopmund, kawałek szutrem, a później już asfalt. Swakopmund to stare kolonialne, niemieckie miasteczko, nadmorski kurort nad Oceanem Atlantyckim. Powstało jako siedlisko dla 40 niemieckich emigrantów i 120 żołnierzy, których zadaniem był nadzór nad budową portu dla Afryki Południowo-Zachodniej (miasto wybudowali więźniowie obozów koncentracyjnych). Warto pójść na molo, przejść się piaszczystą plażą i głównymi ulicami. Jest tu kilka ciekawych budynków, w tym niektóre, jak wieżyczka Woermannhaus, przypominają Sopot, ponadto jest spory targ z pamiątkami, kawiarnie i latarnia morska. Na wybrzeżu jest wyraźnie chłodniej niż w głębi lądu. Świetne miejsce na obiad lub kolację z owoców morza to Tiger Reef Bar, który jest położony niedaleko naszego kempingu Alte Brucke Resort Camp (najlepszy kemping na wyjeździe!). Zachód słońca obowiązkowo na plaży.
Mając więcej czasu można wybrać się autami na trasę widokowo-tematyczną Welwitscha Drive, gdzie można zobaczyć największe okazy tych endemicznych roślin pustyni (permity kosztują 40 NAD za osobę + 10 NAD za auto, są do kupienia w biurze MET w Swakopmund, na przejazd trasy trzeba liczyć ok. 2 godz.). Innymi alternatywami w Swakopmund są rejs katamaranem wśród delfinów czy spektakularne jeep safari w miejsce, gdzie pustynia Namib dociera wysokimi wydmami do brzegu oceanu, znane jako Sandwich Harbour.
Dzień 13) Quady i przejazd do Sesriem
Rano czeka na nas kilkugodzinna zabawa na pustyni Namib, tj. 2 godz. jazdy na quadach i 1 godz. sandbordingu. Super doświadczenie i mega frajda! Warto ubrać długie rękawy i pełne buty, bo jest sporo pyłu, kurzu i piachu, no i rano na pustyni bywa chłodno. Popołudniu jedziemy do Walvis Bay, gdzie w lagunie przy promenadzie można oglądać setki flamingów. Na wyjeździe z Walvis Bay trafiamy na burzę piaskową, odpuszczamy więc wspinaczkę na Dune 7 (najwyższą wydmę świata, 383 m), następnego dnia będziemy na większych wydmach:) Kawałek jeszcze jedziemy asfaltem, a później znowu szutr… Musimy się spieszyć, bo do Sesriem jeszcze dobre 5-5,5 godz. jazdy (nie da się tu dojechać w czasie podawanym przez Mapy Google, odcinek drogi za Solitaire jest w tragicznym stanie).
Jedziemy ponad 300 km mijając po drodze punkty widokowe na przełęczach Gaub (widoki na pasmo Naukluft), Kuiseb (przełom rzeki Kuiseb, księżycowy krajobraz – punkty widokowe z przełęczy) i robimy pamiątkowe zdjęcie przy tablicy Tropic of Capricorn (Zwrotnik Koziorożca). Na kemping Sesriem Campsite NWR dojeżdżamy na sam zachód słońca. Permity wjazdowe do parku opłacamy następnego dnia w recepcji (80 NAD za os. + 10 NAD za auto za dzień).
Dzień 14) Deadvley, Dune 45 i kanion Sesriem
Wstajemy po 4 rano, aby ustawić się wcześniej w kolejce do bramy wjazdowej, która dla gości kempingu otwiera się 1 godz. szybciej niż główna brama dla pozostałych. Naszym celem jest bowiem oglądanie wschodu słońca w otoczeniu najwyższych wydm i najsuchszego miejsca świata. Większość drogi do doliny Sossusvlei („Martwe bagno”) jest asfaltowa, tylko ostatnie kilka kilometrów pokonujemy w piasku (trudny teren, łatwo można się zakopać, koniecznie trzeba więc spuścić powietrze w oponach do ok. 1,5 bara i włączyć napęd 4×4), napięcie napięcie:). Wydmy w Sossusvlei są najczęściej odwiedzanym miejscem w Namibii i celem numer jeden wszystkich wycieczek. Po zaparkowaniu auta kierujemy się na Big Daddy Dune (najwyższą wydmę w okolicy, 325 m). W trakcie trudnej wspinaczki po piasku (nogi grzęzną, gorąco, wziąć dużo wody!) wstaje słońce wśród morza wydm, widoki magiczne! Po naszej lewej i prawej stronie znajdują się schowane między wydmami doliny vlei, w tym najsłynniejsza Deadvlei.
Część grupy udała się na szczyt wydmy, bo z każdym metrem wzwyż poszerza się panorama morza wydm. Zajmują one nadmorską równinę do 50 km w głąb lądu i są częścią pustyni Namib, najstarszej i jednej z najbardziej suchych pustyń na świecie (średnie roczne opady nie przekraczają 10 mm, z reguły występują raz na kilka lat, przez zaledwie parę dni, pustynia Namib formowała się przez miliony lat przez piasek niesiony przez Orange River z pustyni Kalahari do oceanu, następnie prąd przesuwał się wzdłuż brzegu a wiatr wywiewał piasek z plaży w głąb lądu, pomarańczowy kolor wydmy zawdzięczają tlenkowi żelaza). Ja jednak odpuściłem dalszą wspinaczkę, trochę żałuję, ale moim marzeniem była sesja fotograficzna w dolinie Deadvlei, częściowo zacienionej (niewiarygodna gra świateł i cieni!), największej atrakcji i wizytówce Parku Narodowego Namib-Naukluft. To wyschnięte jezioro z 800 letnimi akacjami jest położone wśród najwyższych wydm świata. Pejzaż uschniętych kikutów drzew wystających z solniska na tle pomarańczowych wydm i niebieskiego nieba to najczęściej fotografowane miejsce w Namibii. Widoki surrealistyczne. Chcąc zobaczyć morze wydm z lotu ptaka można też skorzystać z oferty lotów widokowych – awionetką lub helikopterem.
Po powrocie na parking i krótkiej przerwie udajemy się jeszcze na drugą stronę, do Sossusvlei, czyli kolejnego wyschniętego jeziora, tym razem bez akacji. Podczas spaceru poszukujemy też najsłynniejszych mieszkańców pustyni: oryksa, szakali, strusi, nurkujących w piasku jaszczurek czy skocznych springboków. Na tym pustynnym, nieprzyjaznym człowiekowi terytorium spotykamy wiele roślin i zwierząt, które przystosowały się do ekstremalnych warunków i potrafią czerpać wilgoć z mgieł pochodzących z Oceanu Atlantyckiego i kropli rosy.
W drodze powrotnej wchodzimy jeszcze na szczyt fotogenicznej Dune 45 (170 m). Widok z góry na całą dolinę robi wrażenie! Po powrocie na kemping i obiedzie, czeka nas zasłużony chill na basenie.
Późnym popołudniem udajemy się jeszcze na zwiedzanie kanionu Sesriem, które jest w pobliżu, wtedy kamienie nabierają złocistej barwy. Rzeki okresowe wzbierające po opadach deszczu w górach Naukluft wyżłobiły na 30 m w głąb ziemi kanion. W niektórych miejscach kanion ma tylko 2 m szerokości i posiada miejsce gdzie stale gromadzi się woda. Można chodzić górą lub dołem. W przypadku sporadycznych deszczów w górach nie wolne wchodzić do kanionu ze względu na błyskawiczne powodzie.
Dzień 15-16) Przejazd do Windhoek i powrót do domu
Tego ranka pospaliśmy trochę dłużej. Po śniadaniu wracamy do Windhuk (długa 6 godz. trasa), z przystankiem w Solitaire, gdzie próbujemy słynnej szarlotki i oglądamy wraki starych samochodów zasypane w piasku. Kawałek dalej wjeżdżamy stromym podjazdem na płaskowyż. Jest tu super punkt widokowy.
Do stolicy docieramy po południu, najpierw zwiedzamy centrum (Christ Church i Parliament Garden) oraz kupujemy ostatnie pamiątki. To mało charakterystyczne miasto kontrastów, gdzie nowoczesne drapacze chmur przeplatają się z zabytkami kolonialnymi. Wieczorem podobnie jak pierwszego dnia, udajemy się na pożegnalną kolację do knajpy Joe’s Beerhouse. Dla chętnych można się wybrać na imprezę do jednego z klubów.
Następnego dnia rano po śniadaniu i pakowaniu jedziemy na ostatnie tankowanie i zakupy. Po oddaniu aut i transferze na lotnisko wracamy do domu z przeświadczeniem, że to była niesamowita przygoda!
Mając więcej czasu można jeszcze odbić na południe Namibii do największego kanion Afryki i drugiego na świecie – Fish River Canyon, blisko granicy z RPA, a może i przedłużyć istotnie wyjazd i odwiedzić Botswanę z jej Deltą Okawango (pływanie łódką między hipopotamami) i Parkiem Narodowym Chobe. A jak już będziemy tak blisko to aż żal ominąć Wodospady Wiktorii (Victoria Falls) przy granicy z Zimbabwe:) Myślę że jeszcze tu wrócę i odwiedzę te miejsca. Dobrym punktem wypadowym może być Johannesburg.
Pozostałe części relacji:
Namibia – prawdziwa afrykańska przygoda cz.1.
Fotorelacja z całej wyprawy (500 zdjęć)
Informacje praktyczne Namibia:
Organizator wyjazdu: Klub Podróżników Soliści
Pogoda: klimat zwrotnikowy, temperatury w okresie wrzesień-kwiecień wynoszą ponad 30-35 st. C w dzień i 15-20 st. mniej w nocy (duże amplitudy temperatur charakterystyczne dla regionów pustynnych), na pustyni opady praktycznie nie występują (spore opady przy granicy z Botswaną i na Caprivi Strip)
Czas: GMT+2, czyli pokrywa się z naszym czasem letnim
Długość dnia: koniecznie sprawdzić i zapisać sobie godziny wschodów i zachodów słońca z dwóch powodów: aby wiedzieć kiedy je oglądać:) oraz aby nie jeździć po nocy (szczególnie w parkach narodowych z powodu zwierząt, ponadto bramy niektórych kempingów są zamykane 0,5 godz. przed zachodem słońca!)
Dokumenty: wymagana jest wiza pobytowa w paszporcie (najbliższa ambasada jest w Berlinie, koszt 80 EUR, od 22.08.2019 można ubiegać się o wizę na lotnisku Windhoek Hosea Kutako, koszt 1080 NAD, ale są z tym jeszcze pewne „problemy”), paszport musi być ważny o 6 miesięcy dłużej niż termin ważności wizy, na lotnisku trzeba pokazać też bilet powrotny
Waluta: dolary namibijskie (NAD) lub rand południowoafrykański (przelicznik 1:1, używane są zamiennie), 1 NAD = 0,27 PLN, wymiana najlepiej na lotnisku
Telefon/Internet: zasięg jest tylko w dużych miastach i wzdłuż najpopularniejszych tras, mimo wszystko warto nabyć kartę SIM (40 NAD na tydzień, ja korzystałem z sieci MTC, kupiona na lotnisku). Niewiele punktów z wifi, czasami dostęp jest płatny.
Transport: jeździmy wypożyczonymi autami 4×4 (mają 150l baki paliwa i 2 zapasowe koła), do prowadzenia samochodu konieczne jest prawo jazdy międzynarodowe, ruch jest lewostronny, drogi asfaltowe tylko między głównymi miejscowościami, w pozostałej części kraju drogi szutrowe („złapanie gumy” nie jest tu czymś wyjątkowym:))
Noclegi: my spaliśmy w namiotach przymocowanych do dachu auta, ich rozłożenie i złożenie zajmuje dosłownie kilka minut i jest bardzo intuicyjne (jest instruktaż przy wypożyczaniu), wygodny materac i prześcieradło jest na wyposażeniu, więc wystarczy swój śpiwór, na kempingach jest dostęp do prądu (potrzebny aby działała lodówka i dla podładowania telefonów), wody, toalety i pryszniców (o szczegółowym wyposażeniu kempingów można przeczytać tutaj), na niektórych są też baseny, sklepik, stacja benzynowa i restauracja/bar
Jedzenie: gotujemy głównie sami, wypożyczane auta mają pełne wyposażenie campingowe (lodówkę, butlę z gazem i palnikiem, garnek, patelnię, sztućce, kubki, talerze, ruszt do grilla, miskę na naczynia, a nawet stół z obrusem i krzesła:)), do restauracji udaliśmy się jedynie w stolicy Windhuk, Swakopmund i Opuwo
Zakupy: stacje benzynowe i supermarkety (np. sieci Spar) tylko w dużych miastach, czasami 2-3 dni bez większego sklepu (na kempingach tylko małe sklepiki)
Ceny: zarówno w sklepach jak i restauracjach są trochę wyższe niż w Polsce, przykładowe ceny
Inne: gniazdka 3 bolcowe (adaptery można kupić na miejscu)