Po kilku latach przerwy wracamy do Afryki! Tym razem na południe czarnego lądu, które pokazuje jego prawdziwe oblicze – do Namibii. W planach był jak zwykle aktywny wyjazd. Była jazda po szutrowych bezdrożach, sawannach, przez koryta rzek a nawet po piaskach pustyni, były dzikie kempingi i takie z barem i basenem (nocleg zawsze w namiocie na dachu jeepa), były gotowane na kuchence obiadki, grillowanie i wizyty w knajpach z dziczyzną, były quady, sandboarding i „spacery” po wydmach najstarszej pustyni świata, była wizyta w oazie z wodospadem i palmami oraz wiosce dzikiego plemiona Himba, były wraki statków, góry, malowidła naskalne, foki i gepardy, było rozgwieżdżone milionami gwiazd nocne niebo, były piękne, fotogeniczne wschody i zachody słońca, no i crème de la crème – było wspaniałe safari z ogromną liczbą zwierząt! Mnóstwo widoków dosłownie z „tapet Windowsa” czy dokumentów z Czubówną:) Wszystko blisko natury, niemal nietkniętej ręką człowieka. Przestrzeń i wolność. Przygoda. To bez wątpienia trip do wpisania na listę „Wyprawy życia”. Do tego Namibia to jeden z najbardziej fotogenicznych krajów świata – dosłownie raj dla fotografów! Wyjazd był organizowany w ramach klubu podróżników Soliści, a ja byłem liderem grupy, ze względu na trudności i specyfikę wyjazdu oraz know-how klubu szczególnie polecam taką formułę!
Namibia to jeden z najmłodszych afrykańskich krajów. Teren zamieszkiwany przez różne plemiona stał się kolonią niemiecką od końca XIX w. do I wojny światowej (do dzisiaj widać wpływ kolonizacji, a historia pamięta krwawo tłumione powstania tubylców, akty ludobójstwa i obozy koncentracyjne), a następnie był okupowany i wchłonięty przez ZPA (dzisiejsze RPA). Do 1968 roku funkcjonowała nazwa Afryka Południowo-Zachodnia, a w 1990 roku Namibia uzyskała niepodległość. Kraj graniczy z Angolą, Botswaną, RPA oraz Zambią. Większość kraju jest położona na rozległym płaskowyżu (700-1500 m n.p.m.) między pustynią Kalahari na wschodzie i pustynią Namib przy Oceanie Atlantyckim na zachodzie. Ma powierzchnię ponad 2,5 razy większą niż Polska, a jedynie 2,5 mln mieszkańców. Językiem oficjalnym w Namibii jest język angielski (używa się też języka niemieckiego i afrikaans). W języku angielskim uczą się dzieci w szkole od 3 klasy, są w nim gazety czy materiały edukacyjne w parkach narodowych, mówią w nim wszyscy przewodnicy. Jeśli chodzi o religię to dominuje protestantyzm.
Nie obyło się bez przygód w naszej grupie: zaginiony plecak, skradziony telefony, stłuczka w Etoszy, 5 przebitych opon i złamany obojczyk na quadach, ale wszystko skończyło się dobrze. KLM przywiózł kurierem plecak kilka dni później, sprawca kradzieży został od razu złapany i telefon został zwrócony, auto nadawało się do jazdy i potrzebny był tylko raport od policji do ubezpieczenia, mieliśmy zapasowe opony (ale na wszelki wypadek byliśmy w wulkanizacji, nabijaliśmy też butle z gazem:)), a po zabiegu w szpitalu i zakupie lekarstw osoba mogła kontynuować wycieczkę.
Mapa naszej trasy w Namibii:
Dzień 1-2) Przelot i Windhoek
Do stolicy Namibii, Windoek, lecimy z Warszawy liniami KLM (przesiadka w Amsterdamie i międzylądowanie w Luandzie, stolicy Angoli). Po wylądowaniu i odprawie paszportowej wymieniamy walutę (euro na dolary namibijskie) i kupujemy karty SIM. Na lotnisku czeka na nas przedstawiciel Africar, firmy od której wypożyczamy auta. Transfer do miasta trwa niecałą godzinę. Na miejscu podpisujemy papiery i odbywamy szkolenie z obsługi aut i sprzętu biwakowego. Później zakupy w pobliskim sklepie Pick n Pay, tankowanie i przejazd na kemping Urban Camp, gdzie rozbijamy swój pierwszy obóz. Jest tu basen i bar, więc raczej cywilizowanie:) Wieczorem udajemy się na kolację do restauracji Joe’s Beerhouse, gdzie próbujemy dziczyzny.
Dzień 3) Trekking na płaskowyż Waterberg
Rano jedziemy w kierunku Parku Narodowego Waterberg. Na trasie mijamy wiele zwierząt, które podchodzą do ogrodzenia, w tym strusie, antylopy i żyrafy oraz guźce, które kręcą się przy samej jezdni. Co prawda to jeszcze nie safari, ale już każdy zaczął się rozglądać wyszukując zwierząt w przydrożnym buszu. Zatrzymujemy się na targu wyrobów drewnianych w Okahandja, generalnie ładne pamiątki, ale przytłaczają trochę nagabujący sprzedawcy i wysokie wyjściowe ceny. Śpimy na kempingu Waterberg Camp NWR.
Płaskowyż Waterberg ma formę góry stołowej wznoszącej się na wysokość 400 m ponad otaczające go zielone równiny (wysokość 1878 m n.p.m.). Wiek tutejszych najstarszych formacji skalnych jest szacowany na blisko miliard lat! Popołudniu, po obiedzie i kąpieli w basen, udajemy się na trekking na punkt widokowy (ok. 2 km od campu, 200 m w pionie). Po drodze mijamy małpy, guźce i małe antylopy dikdik. Z góry można zobaczyć rozległe panoramy i piękny zachód słońca. Na terenie parku występują rzadkie gatunki zwierząt, m.in. bawoły przylądkowe i nosorożce czarne, ale trzeba się udać na specjalne safari. Waterberg jest także miejscem o znaczeniu historycznym. Miało tu miejsce powstanie ludu Herero przeciwko Niemcom na początku XX w. (trochę historii: II Rzeszy do potęgi brakowało kolonii, więc kupili „bezpańską” ziemię, która taką nie była, bo należała do plemion, kolonializacja stała się eksterminacją, początkowe bunty plemion zmieniły się w wojnę, a bitwa pod Waterberg zakończyła się zabójstwem uciekających cywilów, czyli pierwszym ludobójstwem, następnie były teorie rasowe i obozy koncentracyjne, łącznie zginęło 100 tys. osób – 3/4 Herero i 1/2 Nama, zdarzenia te były tuszowane do odzyskania niepodległości w 1990, na terenie PN Waterberg znajduje się cmentarz wojenny, jednak tylko z ofiarami niemieckich żołnierzy, choć zginęły tu tysiące Herero). Opłata za wstęp do parku 80 NAD za osobę + 10 NAD za samochód za dzień płatne w recepcji kempingu.
Mając więcej czasu warto odbić na farmę, gdzie znajduje się największy znany meteoryt (w całości) i największy naturalnie występujący kawałek żelaza – meteoryt Hoba. Spadł na Ziemię ok. 80 tys. lat temu! Ma wymiary 3 m na 1 m i waży ponad 50 ton. Bilet wstępu 45 NAD.
Dzień 4-5) – Safari w Parku Narodowym Etosha
Wyjeżdżamy wcześnie, aby załapać się na popołudniowe safari w PN Etosha. Po drodze zatrzymujemy się na zakupach w sklepie Superspar w Otjiwarongo, gdzie robimy zakupy na 4 dni, bo następny duży sklep w Opuwo (inną opcją jest Tsumeb). Koło południa dojeżdżamy do Namutoni, gdzie w biurze kempingu opłacamy wstęp do parku (przy bramie dostaje się tylko permit). Koszt 80 NAD za os. + 10 NAD za auto za dzień. Oprócz kempingu jest tu ciekawy fort oraz miejsce na piknik, gdzie jemy obiad. Na safari ruszamy po godz. 14, krążymy wokół Namutoni, a na nocleg kierujemy się do Halali NWR Camp.
Park Narodowy Etosha jest największym parkiem w Namibii i jednym z największych na świecie. Ze względu na dużą koncentrację zwierząt, obok PN Chobe z Botswany jest uważany za jeden z najlepszych do obserwacji zwierząt parków całej Afryki. Żyje tu 144 gatunków ssaków (w tym rzadkie czarne nosorożce) i 340 gatunków ptaków. Można tu wypatrzeć aż czterech przedstawicieli Wielkiej Piątki Afryki: lwa, słonia, lamparta i nosorożca (nie ma tu bawołów) – nam się udało wypatrzeć wszystkie!:) Sercem parku jest Etosha Pan – wyschnięte słone jezioro, płaskie solnisko całkowicie pozbawione roślinności (zajmuje 1/4 powierzchni parku) otoczone terenami suchej sawanny. Jedną z głównych atrakcji parku są oczka wodne (mapa oczek), wokół których można w ciszy obserwować dzikie zwierzęta docierające tu z całej północnej części Namibii. Przy wodopojach gromadzą się całe stada, jak nie ma chwilowo nic przy oczku warto chwilę poczekać. Na sawannach można zaobserwować migracje ogromnych stad antylop, zebr, żyraf czy słoni w poszukiwaniu wody, a także idących ich tropem drapieżników. W parku obowiązuje limit prędkości 60 km/h i zakaz jazdy nocą.
Obserwacje zwierzyny są najbardziej efektywne wczesnym rankiem i późnym popołudniem. W związku z tym przez następne dni wstajemy przed wschodem słońca (wyjazd z kempingu z otwarciem bram, o świcie jest największa szansa na zobaczenie powracających z nocnych polowań drapieżników), poranna sesja safari, powrót do campu w środku dnia (obiad, relaks na basenie), wieczorny objazd i powrót przed zachodem słońca. Wjeżdżamy też na teren wyschniętego jeziora w punkcie Etosha Pan Lookout.
Niektóre wodopoje są podświetlane w nocy przy kempingach (czerwonym światłem aby nie odstraszać zwierząt a turystom umożliwić ich obserwację)! Najciekawsze są te w Halali i Okaukejo. Prawie zawsze się koło nich dzieje, czy to w dzień czy w nocy. Można dosłownie oglądać ten teatr natury z piwkiem lub kieliszkiem wina w ręku:) U nas w Halali drugiego wieczoru wpadło stado ponad 30 słoni i przeganiało się przy wodzie z nosorożcem, wcześniej wpadły zebry, antylopy, hiena i jeżozwierz.
Dzień 6) Farma gepardów
Tego dnia nocujemy na farmie Otjitotongwe Cheetah Guestfarm opiekującej się wpół dzikimi gepardami. Będziemy uczestniczyć w karmieniu zarówno tych udomowionych, jak i dzikich oraz usłyszymy wiele ciekawostek o regionie i zwyczajach dzikich kotów. Gepardy są uznawane przez miejscowych za szkodniki, więc jak jakiś zostanie potrącony, złapany na farmie czy też zostaną odnalezione małe pozostawione przez matkę, zostają przywożone właśnie tutaj. Nie jest to więc zoo, ale utrzymują się z datków turystów.
„Zabawa” z kotami zaczyna się po godz. 16, więc rano spokojnie objeżdżamy jeszcze parę punktów w Etoszy (uwaga! Z parku nie można wywozić mięsa i jajek). Wieczorem stawiamy na relaks i obserwujemy rozgwieżdżone niebo, które tej nocy było przepiękne!
Dzień 7) Opuwo
To dzień na sprawy „logistyczne”, w Afryce wszystko trwa dłuuużej niż u nas:) Jedziemy w kierunku wodospadów Epupa, gdzie tereny zamieszkuje grupa etniczna Himba. Dłuższy przystanek robimy w Opuwo, gdzie tankujemy, jemy obiad w restauracji Kaokoland (można spróbować m.in. stek z oryxa, kudu czy zebry) i robimy zakupy (warto od razu zrobić zakupy dla wioski Himba, którą będziemy odwiedzać, mile widziany jest ryż, mączka kukurydziana maize, olej do smażenia, sól, brązowy cukier, woda!, herbata i owoce dla dzieci). Miasto łączy w sobie dwa światy, historię i tradycje oraz wdzierającą się nowoczesność. Zamieszkują tu dwa plemiona: Himba i Herero. Naprawdę niesamowite wrażenie robi oglądanie kobiet Himba kupujących Sprite’a w Sparze czy noszących ciężkie zakupy na głowach lub ubranych w tradycyjne suknie i nakrycia głowy w kształcie rogów kobiet Herero rozmawiających na targu. Można tu kupić ładne bransoletki z PCV. Mając więcej czasu można odwiedzić szkołę podstawową.
Kawałek za miastem zaczyna się „czarna” Afryka. Baraki za miastem zamieniają się w lepianki. Odludzia przez wiele kilometrów. Brak zasięgu, jesteśmy zdani na siebie. Co jakiś czas mijamy małą wioskę czy tubylców wypasających kozy. Droga jest szutrowa, często trzeba zwalniać ze względu na wyschnięte koryta okresowych rzek. Śpimy na kempingu kawałek za Opuwo (niestety nie było miejsc w Opuwo Country Lodge campsite).
Dzień 8-9) Wodospady Epupa i wioska Himba
Po śniadaniu jedziemy w kierunku północy Namibii, gdzie przy granicy z Angolą na rzece Kunene znajdują się wodospady Epupa Falls. Na miejsce dojeżdżamy popołudniu. Od razu rezerwujemy w recepcji kempingu wycieczkę do wioski Himba z przewodnikiem i rafting na następny dzień.
Epupa Falls to miejsce magiczne. Na odcinku 1,5 km na rzece tworzą się kaskady wodospadów, z których najwyższy ma aż 37 m. Otaczają je kolorowe, skaliste ściany oraz bajeczne drzewa figowca, baobaby i palmy. Niespodziewana oaza wyrastająca wśród afrykańskiego buszu i pustyni. Niezwykle malowniczy krajobraz, który koniecznie trzeba zobaczyć, nawet pomimo tego, że z powodu braku deszczów od 6 lat i tamie w górze rzeki stan wody jest niski i same wodospady nie robią już takiego wrażenia („Epupa” w języku herero znaczy „piana” co odnosi się do wszechobecnego tu pyłu wodnego). Po obiedzie i relaksie nad basenem udajemy się na trekking do plaży nad brzegiem rzeki Kunene. Po drodze widzimy małpy, trzeba też uważać na żyjące tu krokodyle nilowe.
Drugiego dnia rano odwiedziliśmy wioskę plemienia Himba, rdzennych mieszkańców Namibii, którzy starają się wciąż żyć poza cywilizacją, prowadząc koczowniczy tryb życia (hodowla bydła, przemieszczanie się w poszukiwaniu wody i pastwisk). Zobaczyliśmy jak mieszkają, jakie mają tradycje oraz co oznaczają ich stroje – gdyż każdy element, od fryzury do bransoletek na nodze ma określone znaczenie. Kobiety Himba chcąc chronić się przed palącym słońcem wcierają w skórę mieszankę ochry, tłuszczu i ziół. Świetne przeżycie! Fakt, że muszą chodzić kilometr po wodę daje do myślenia… Na koniec wręczamy przedstawicielom wioski zakupione wcześniej produkty spożywcze. Popołudniu mamy zorganizowany spływ na pontonach. Nie jest to może najniebezpieczniejszy rafting na jakim byłem, jak wspomniałem nurt rzeki jest raczej spokojny, ale było parę kaskad, które pokonaliśmy oraz zobaczyliśmy po drodze kilka krokodyli przy brzegu rzeki.
Dzień 10) Przejazd do Palmwag
Kolejny dzień jest tranzytowy z podobną jak poprzednio przerwą w Opuwo. Duże wrażenie robi zmieniający się krajobraz. Śpimy na kempingu w Palmwag, gdzie rano przychodzi do nas słoń!:)
Mając tutaj więcej czasu warto odwiedzić buszmeńskie malunki naskalne ludu San w Twyfelfontein (lista UNESCO, ok. 2 tys. petroglifów przedstawiających zwierzęta i ludzi, najsłynniejszy to „Człowiek – Lew” przedstawiający szamana w transie, dobrze zachowane malowidła naskalne są też w masywie Braderberg, w tym „White Lady”) oraz Petrified Forest, czyli liczące ponad 200 milionów lat skamieniałe pnie drzew. Koszt wstępu to odpowiednio 50 i 40 NAD za os + 20 NAD za auto.
Pozostałe części relacji:
Namibia – prawdziwa afrykańska przygoda cz.2. (w tym informacje praktyczne)