W sierpniu 2020 roku wybrałem się wraz z agencją 4challenge na wyprawę, której celem było zdobycie Mont Blanc, najwyższego szczytu Alp (4810 m n.p.m.). Niestety szczytu nie udało nam się zdobyć, gdyż ze względu na bardzo gorące lato i sypiące się kamienie w tzw. „kuluarze śmierci” (Grand Couloir lub Couloir du Gouter) wejścia zostały zabronione przez władze lokalne. Zmieniliśmy jednak masyw górski na Monte Rosę i tam zdobyliśmy aż siedem 4-tysięczników oraz odwiedziliśmy przepiękny Zermatt.
Nasza trasa:
Wyjazd trwał 9 dni. od piątku wieczorem do kolejnej niedzieli. Najpierw przez Niemcy i Szwajcarię dojeżdżamy na Wielką Przełęcz Świętego Bernarda (2469 m n.p.m.) w Alpach Pennińskich, robimy tu krótką przerwę na spacer. Następnie kierujemy się do miejscowości Pont w dolinie Aosty (a właściwie jej odnogi doliny Valsavarenche) na Camping Pont Breuil. Jest on położony na terenie Parku Narodowego i nie ma tu infrastruktury – wyciągów czy pensjonatów, tylko mała restauracja i sklep (otwarty 8:15-19:30 z przerwą). Spędzamy tutaj noc w namiotach. Rano po śniadaniu bez pośpiechu udajemy się do schroniska Vittorio Emanuelle II (2732 m), skąd następnego dnia mamy atakować nasz szczyt aklimatyzacyjny – Gran Paradiso (4061 m). Po drodze piękne widoki na szczyty, wodospady, można też spotkać świstaki. Wieczorem wychodzimy na rekonesans trasy, którą mamy wchodzić na szczyt nocą. Wstajemy koło 4 rano, jest bardzo ciepło. Po około 5 godz. jesteśmy na szczycie – początkowy odcinek podejścia jest szlakiem, później są kamienie, śnieg i lodowiec. Koło godz. 13 jesteśmy z powrotem w schronisku, gdzie jemy obiad, pijemy piwko i schodzimy na dół. Mimo zmęczenia zdecydowaliśmy jeszcze tego samego dnia pojechać do Chamonix, tunelem pod Mont Blanc (przejazd w jedną stronę 47,1 EUR, powrotny 58,8 EUR). Śpimy na campingu Les Houches, tutejsze schroniska mają super infrastrukturę.
Pierwszego dnia w Chamonix udajemy się na zakupy, spacer po centrum oraz kupujemy kolejkę na Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.), niesamowity punkt widokowy, skąd idealnie widać Mont Blanc. Koszt niemały, bo aż 67 EUR w dwie strony, ale warto. Mając więcej czasu w Chamonix warto rozważyć kilkudniowy bilet Mont Blanc MultiPass, dający dostęp do mnóstwa atrakcji w okolicy. Tego dnia na obiedzie dowiadujemy się od przewodników IVBV, że niestety nasze wejście na szczyt nie może się odbyć, ze względu na wydany zakaz przez władze lokalne. Decydujemy się na przeniesienie do masywu Monte Rosy, najpotężniejszego w Alpach, z 12 szczytami powyżej 4000 m i drugim najwyższym szczytem Alp – Dufourspitze (4634 m). Jesteśmy oczywiście podłamani decyzją o „wycofie”, ale cóż takie jest życie, góra będzie tu stała dalej, nie ma sensu ryzykować. Nasz plan na zdobycie Mont Blanc „drogą normalną” w skrócie wyglądał tak: poranny wyjazd kolejką z Les Houches do Nid d’Aigle (2372 m) i dojście do schroniska Tete Rousse (3 godz.), następnego dnia w nocy atak szczytowy i nocleg w schronisku Gouter (8-10 godz., 3800 m, po drodze na szczyt schron Vallot), kolejnego dnia zejście do doliny i zjazd kolejką (4-6 godz.), 1 dzień zapasowy na przypadek brzydkiej pogody. Inne popularne drogi wejścia na Mont Blanc to „droga włoska” z Courmayeur i droga z Cosmique hut z wcześniejszym podjazdem kolejką na Aiguille du Midi.
Kolejnego dnia wcześnie rano pojechaliśmy do Stafal we Włoszech, skąd kolejką wjeżdżamy na wysokość 3275 m. Następnie wspinamy się do schroniska Capanna Giovanni Gnifetti (3647 m), położonego tuż przy lodowcu, które jest naszą bazą wypadową przez najbliższe 2 dni. Zdobywamy szczyty: Signalkuppe (4554 m), Zumsteinspitze (4563 m), Parrotspitze (4436 m), Ludwigshöhe (4341 m), Piramide Vincent (4215 m) i Balmenhorn (4167 m). W planach był jeszcze Schwarzhorn (4322 m), ale brakło nam trochę czasu. Nawet bez tego jednak przeżyliśmy świetną górską przygodę. Widoki na pasma wysokich Alp, seraki, ogromne lodowce ze szczelinami, duża różnorodność terenu. Super przygoda! Dodatkowo przewodnicy zrobili nam szkolenie alpejskie.
Na powrocie zdecydowaliśmy się na nocleg w klimatycznej miejscowości Verbania nad jeziorem Maggiore, a kolejnego dnia odwiedziliśmy Zermatt w Szwajcarii z widokiem na majestatyczny Matterhorn (4478 m). Do samego Zermatt nie można wjechać, trzeba zaparkować auto w Täsch i przesiąść się na pociąg (16,4 CHF powrotny). Sama miejscowość jest warta odwiedzenia. My natomiast mieliśmy szczęście i załapaliśmy się na promocję darmowego wjazdu kolejką Gornergrat (3135 m, normalna cena 110 CHF!), dla osób które urodziły się w miesiącach lockdownu – mega fart:) Można z niej wysiąść na punktach wizytowych (np. Riffelsee), a później wsiąść i jechać dalej na szczyt, skąd jest niesamowita panorama 360° na okoliczne szczyty, w tym m.in. Matterhorn, Breithorn, Liskamm, Dufourspitze, Dom czy Weisshorn. Po zjechaniu do centrum Zermatt, zakupie pamiątek i obiedzie wracamy do Polski.
Fotorelacja z wyprawy „Alpy – Gran Paradiso, Chamonix, masyw Monte Rosa i Zermatt”